Kazanie wigilijne | Piotr Sztwiertnia

A z narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak: Gdy matka jego, Maria, została poślubiona Józefowi, okazało się, że, zanim się zeszli, była brzemienna z Ducha Świętego. A Józef, mąż jej, będąc prawym i nie chcąc jej zniesławić, miał zamiar potajemnie ją opuścić. I gdy nad tym rozmyślał, oto ukazał mu się we śnie anioł Pański i rzekł: Józefie, synu Dawidowy, nie lękaj się przyjąć Marii, żony swej, albowiem to, co się w niej poczęło, jest z Ducha Świętego. A urodzi syna i nadasz mu imię Jezus; albowiem On zbawi lud swój od grzechów jego. A to wszystko się stało, aby się spełniło słowo Pańskie, wypowiedziane przez proroka: Oto panna pocznie i porodzi syna, i nadadzą mu imię Immanuel, co się wykłada: Bóg z nami. A gdy Józef obudził się ze snu, uczynił tak, jak mu rozkazał anioł Pański i przyjął żonę swoją. (Mt 1,18-24)

I – Józef jako Mąż

Dziś, w ten szczególny wieczór, chcemy przyjrzeć się postaci, która często pozostaje w cieniu betlejemskich wydarzeń, jakby była gdzieś na marginesie. Istotny jest Chrystus, Maria, aniołowie, pasterze – a Józef, ojczym Jezusa pozostaje niedoceniony. A jak wskazuje nam tekst biblijny, jak dowiadujemy się z następnych kart ewangelii – Józef jest jak najbardziej jedną z pierwszoplanowych postaci Ewangelii Narodzenia. W momencie rozpoczęcia działalności Jezusa postać męża Marii nie jest już wspominana, ale na przestrzeni dwóch pierwszych rozdziałów Józef jest pełnoprawnym bohaterem Mateuszowej narracji. Józef jest niezwykle interesującą postacią – w Jego życiu Bóg czyni niezwykłą przemianę. Przemianę, którą jest w stanie dokonywać w życiu każdego z nas. Przyjrzyjmy się więc ojczymowi Jezusa.

Nie wiemy, ile miał lat. Bibliści wskazują, iż mógł mieć nieco ponad 20 – jak na ówczesne realia był więc dojrzałym mężczyzną. Dowiadujemy się również, iż był prawy. Pełen czci i bojaźni wobec Boga i Bożych tajemnic. Zapewne dobrze znał Zakon Mojżeszowy, uczęszczał do świątyni, ogólnie rzecz ujmując – pod względem życia nic nie można było mu zarzucić, pobożny Żyd pełen czci wobec Boga, sprawiedliwy. I właśnie taki sprawiedliwy mężczyzna został mężem Marii. Co prawda, zamieszkiwali jeszcze osobno, bo zaistniał dopiero pierwszy etap zaślubin żydowskich, czyli coś w rodzaju zaręczyn, ale Maria i Józef mieli prawo nazywać się mężem i żoną. Tu jednak pojawia się bardzo poważny problem – Józef odkrywa, iż jego wybranka jest w ciąży. Prawo żydowskie przewidywało albo oskarżenie kobiety o cudzołóstwo (co skutkowało najczęściej wyrokiem śmierci i ukamienowaniem) albo wskazanie na sytuację niewinności kobiety (ale to musiało wykazać dochodzenie i proces – upokarzające działania dla kobiety). Józef doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, co to wszystko przyniesie. Nie chcąc stawiać publicznie zarzutu, chce odejść po cichu – wtedy nie wszczynano żadnych dochodzeń wobec kobiety.

Józef nie rozumie tego, co się dzieje. Kierując się współczuciem, dobrem Marii chce się wycofać, by ona nie musiała cierpieć. Będąc mężem kieruje się dobrem swojej żony – co do której nie ma pewności, czy była mu wierna czy nie. Nie chce, by cierpiała i planuje odejście. Postępuje w zgodzie z obowiązującym prawem, w zgodzie ze swym sumieniem. Józefowi nic nie można zarzucić – nie mamy tu do czynienia z syndromem nieobecnego ojca. Ale… na arenę wkracza Bóg.

II – Bóg jako Przewodnik i Iluminator

Posyła swego posłańca, anioła, by ten rozjaśnił całą sytuację Józefowi. To niezwykle ciekawy moment tej historii – Bóg interweniuje, by skorygować myślenie Józefa. Do tej pory wydaje się, iż bogobojny Żyd postępuje dokładnie tak, jak powinien, co więcej, wykazuje się niezwykłą klasą i empatią wobec Marii, swej żony. Może z naszej perspektywy brzmi to absurdalnie – ale Józef opuszczając Marię w myśl zwyczajów żydowskich podejmuje najlepszą możliwą decyzję. Ale… okazuje się, iż czas tradycyjnej, rutynowej praworządności minął. Oto na arenę dziejów ma wkroczyć Ten, który odnowi dotychczasowy porządek. Oto na arenę dziejów wkroczy Jezus Chrystus, mający wypełnić Zakon, by ten już nigdy nie doskwierał człowiekowi. Tym samym zmieniają się normy postępowania, stare przemija, wzorce zachowania mają się zmienić, w życie wchodzi nowe. Józef jest pierwszym, który tego doświadcza. Bóg poprzez odwiedziny anioła wskazuje Józefowi – czas byś zmienił swój dotychczasowy sposób pojmowania rzeczywistości. Chciałeś dobrze. Ale nie bój się. Narodzi się Ten, który ma zbawić. Nie bój się!

Jakże często my boimy się porzucić nasz dotychczasowy sposób pojmowania rzeczywistości, nasz dotychczasowy wzorzec zachowania. Jak czasem jest nam dobrze w tym samym od lat sosie, w tej samej tradycji. Żadnych zmian – takie to bezpieczne, neutralne, nie budzące konfliktów. Niemniej jednak bożonarodzeniowa opowieść wskazuje na coś zupełnie innego. Urodzi się Ten, który dotychczasowy skostniały porządek przewróci do góry nogami, przyjdzie Ten, który będzie skałą zgorszenia dla faryzeuszów, tych „najpobożniejszych, najświętszych, tych, co wszystko wiedzą lepiej, tych najgodniejszych”. Dziś Bóg mówi do każdego z nas – tak jak mówił do Józefa – nie bój się porzucić sposobu myślenia i rytuałów, które towarzyszyły ci od zawsze. Nie bój się przestać skupić się na skostniałej tradycji. Rodzi się Bóg, rodzi się Ten, który zrewolucjonizuje postrzeganie Boga, który pozwoli nawiązać relację, jakiej do tej pory nie dało się ze względu na grzech pierworodny zawrzeć. Bóg jest tutaj! Bóg przestaje być pojmowany jako daleki, transcendentny, niedostępny, wzbudzający tylko strach i stres. Dzięki Jezusowi Boże dzieci poznają Boga jako Tego, który jest dla swego stworzenia. Dzięki Jezusowi w tę cichą noc truchleje moc dotychczasowego skostniałego, rutynowego religijnego porządku. Dzięki Jezusowi przepaść między Bogiem a człowiekiem może zostać zniwelowana. Bóg staje się człowiekiem. Miłość przekracza wszelkie granice, łamie wszystkie bariery, wszystkie utarte zwyczaje, gorszy najczcigodniejszych, staje się bluźnierstwem dla uczonych teologów, tych, którzy do tej pory mieli monopol na prawdę i wykorzystywali go do gnębienia prostego ludu. Światłość wpada w ziemską ciemność – i od tej pory już nic nie będzie takie samo. Bóg otwiera oczy Józefowi. Bóg otwiera oczy całemu stworzeniu. Nie bój się! To ja wszystko nowym czynię!

III – Józef jako Ojciec

Zastanawiam się, jakie emocje targały Józefem po tej nocnej wizycie. Ewangelista Mateusz ich nie opisuje, koncentrując się (zapewne właściwie) na postawie Józefa. Ta noc zmieniła wszystko. Prawowierny Żyd po tak wyjątkowym przeżyciu wykazuje się posłuszeństwem. Przyjmuje Marię do siebie. Po narodzeniu chłopca nadaje mu imię Jezus i bierze za niego ziemską odpowiedzialność. Będąc ojczymem – staje się ojcem (oczywiście, nie cielesnym – lecz mężczyzną odpowiedzialnym za dziecko i jego wychowanie). I o ile być może w tej historii nie wychodzi to tak wprost, to w następnym rozdziale czytamy o ucieczce całej rodziny do Egiptu. Ponownie anioł we śnie przekazuje informację Józefowi, by ten uciekał z dziecięciem i Jego matką. Ciekawy szczegół – do tej pory Józef był mężem, kluczowa była jego relacja z Marią – to dla niej był wsparciem, to jej nie chciał zniesławić, a po Bożej interwencji to ją przyjął do swego domu. Teraz – ma troszczyć się o Dziecko i Jego matkę. Symboliczny zwrot. Józef ma wziąć odpowiedzialność za bezpieczną egzystencję Bożego Syna. Akcent został przeniesiony z męża na ojca. Bóg wyznaczył Józefowi nowe zadanie. Ma zatroszczyć się o przeżycie Jezusa – najpierw uciekając do Egiptu, potem wracając do Palestyny – ale nie do Judei, lecz do Nazaretu, miejsca bezpiecznego, na uboczu. Weź odpowiedzialność za Dziecko i Jego matkę. Nie bój się, bo jestem z tobą.

IV – Bóg jako Ten, który powołuje

Bóg powołał Józefa do niezwykłego zadania. Nie było ono łatwe, jak zauważyliśmy – wbrew tradycyjnemu porządkowi. Być może Józef czuł się niegodny by pozostawać w obrębie dziejących się Bożych spraw, nie rozumiał, jak to z Ducha Świętego poczęty został Jezus. Niemniej jednak otrzymując we śnie nowe powołanie, odpowiada Bogu pełnym zaufaniem, przedkłada posłuszeństwo Bogu ponad swój honor. Jest wzorem do tego, jak podporządkowywać się Bożej woli i Jego planom wobec każdego człowieka. Czasem trzeba poświęcić swoje dotychczasowe pojmowanie rzeczywistości, religijności, trzeba porzucić swoje przekonania by dostrzec Bożą perspektywę. Czasem trzeba czegoś nie rozumieć, by odkryć pełnię Bożego działania. Czasem trzeba się bać, by usłyszeć pełne pokoju i nadziei zdanie Nie bój się. Wiem, że to wszystko cię przerasta. Ale mam w tym cel. Zaufaj Mi.

V – My

Tylko czy przezwyciężymy swój strach? Czy, podobnie jak Józef, na przekór utartym schematom, ludzkim tradycjom zaufamy Bogu? Tyle skostnienia jest w naszych domowych relacjach. Może w głębi duszy cieszyliśmy się na to nabożeństwo, bo można było opuścić niezręczną atmosferę wigilijnego stołu? Tak trudno czasem przebaczyć, powiedzieć szczerze, co nas boli. Tak wiele w nas frustracji, ściągniętej twarzy, zaciśniętych zębów (znam to doskonale z własnego doświadczenia), tak rzadko na naszej twarzy gości uśmiech. Tak wiele nieporozumień, problemów komunikacyjnych w relacjach małżeńskich, narzeczeńskich, pomiędzy rodzicami i dziećmi. Tkwimy w zgorzknieniu wmawiając sobie, że tak po prostu musi być i że nauczymy się z tym żyć. Tak wiele w nas zmartwień, wątpliwości, troski o to, co będzie, kompleksów. I też uczymy się z tym żyć, wmawiając sobie, że tacy już jesteśmy, nie zmienimy się, inni muszą to w nas zaakceptować.

Niczym Józef wydaje nam się, że wiemy, co zrobić. Wiemy, jak należy postępować zgodnie z ustalonym porządkiem, wiemy, jak przestrzegać rodzinnych, kościelnych, społecznych konwenansów. Zachowywanie ich to rzecz święta, wskazana, tak jest bezpiecznie i spokojnie. Tyle że… Bóg ma przygotowane dla nas coś zupełnie innego.

Bóg wkracza w naszą egzystencję chcąc ją odnowić. On chce zabrać wszystko to, co przygniata nas w ten wigilijny wieczór. Chce zabrać rodzinną frustrację, tłumione łzy, sztuczny uśmiech, całoroczną samotność i poczucie całkowitej bezradności oraz beznadziejności. Wkracza w mrok naszego serca mówiąc: Chcę, by było inaczej. Chcę cię odrodzić, chcę ponownie natchnąć cię nadzieją. Chcę, by codziennie ci towarzyszyła, byś wszedł z nią w Nowy Rok. Chcę cię, tak jak Józefa, powoływać do wielkich zadań, do służby. Chcę walczyć z twoim skostnieniem. Chcę pomagać ci w naprawie rodzinnych relacji. Chcę dać ci nadzieję na przyszłość. Nie bój się. Zaufaj Mi. Będę z tobą.

I na tym właśnie polega „magia” (o ile w ogóle można użyć tego stwierdzenia…) tych Świąt. Nie chcę poruszać tematu komercjalizacji Świąt Narodzenia Pańskiego, bo tu by można było drugie kazanie wygłosić. Zresztą, nie o polemikę dziś chodzi. To jest właśnie ta „magia”. Nie ludzkie pojednanie, nie suto zastawiony stół, nie masa prezentów, nie łzy podczas dzielenia się opłatkiem. Bóg wkracza pomiędzy nas. Czyni wszystko nowym. Otwiera nam oczy i mówi – „zerwij z oczu opaskę tradycjonalizmu, rutyny, skostnienia i zgorzknienia. Oto namacalnie nawiązuję z Tobą relację – mój Syn staje się taki jak ty. Oto Jezus dzieli twój los, twój grzech zaprowadzi Go aż na Golgotę – byś mógł mówić do mnie Ojcze, Tato, Przyjacielu, Pasterzu, Opoko, Skało. Oto Jezus staje się twoim bratem, by zaprowadzić cię do mojego królestwa”.

Obyśmy umieli usłyszeć te słowa podczas Świąt. Amen.

A Bóg nadziei niech was napełni wszelką radością i pokojem w wierze, abyście obfitowali w nadzieję przez moc Ducha Świętego.