Jak ja nienawidzę świąt | Jarosław Sajdok

Jak ja nienawidzę świąt! Zdanie to – wyjęte niczym z ust Grincha – towarzyszy mi niestety już od wielu lat. Przeważnie pojawia się w momencie, kiedy przypominam sobie, że święta się zbliżają, czyli mniej więcej po pierwszym listopada. Tuż po dniu Wszystkich Świętych wszędzie pojawiają się bożonarodzeniowe dekoracje i promocje.

Tak, nienawidzę świąt, ale zarazem równie mocno je kocham. Kocham ich idee, ich magię i wspomnienia o nich, ale to jest teraz zamazane. Patrząc na święta oczami dorosłego już człowieka, widzę tę amerykańską konsumpcjonistyczną tandetę, jaka coraz bardziej wdziera się do moich świąt. Dostrzegam też ten staropolski rodzaj pogańskich zabobonów, które w tych świętach tkwią już od dawna i czasami zajmują ważniejsze miejsce nawet niż sam fakt narodzenia się Boga na świecie. To wszystko zaczyna przysłaniać ,,prawdziwe święta Bożego Narodzenia”.

Boże Narodzenie… Czasem myślę, że dzisiaj powinno się nazywać je dniem czy dniami przesądów i bieganin albo wręcz światowymi dniami zwiększonych zysków w supermarketach. Jestem dość młody i dobrze pamiętam, jak patrzyłem na święta jako dziecko. Takie spojrzenie już nie wróci. Ten czas przeminął, a mnie pozostaje marzyć i chociaż próbować wskrzesić tamtą ,,magię świąt”. Wiadomo, że moment otwierania prezentów często tak mocno pochłania dziecko, że przysłania mu na chwilę istotę świętowania, lecz geneza świąt nigdy nie była na drugim miejscu. Jezusa się czuło między innymi na szkółkach niedzielnych, w szkołach, i w domu. Jasełka, ciocie szkółkowe, przyjaciele i rodzice – wszyscy i wszystko wokół ciągle nam przypominało o dzieciątku Jezus. Odkąd pamiętam, Jezusa widziałem jako centrum tych świąt. Teraz… Widzę Mikołaja z puszką coli, domy oświetlone tak intensywnie, że mogą przyprawić o atak epilepsji, zagonionych ludzi z kredytami, które wzięli na święta, obładowanych badziewiem made in china i oczywiście prawdziwy symbol świąt Bożego Narodzenia – film ,,Kevin sam w domu”.

Wszystko wokoło narzuca mi właśnie tę niechcianą przeze mnie wizję świąt. Najsmutniejsze jest to, że kolędy przestają mówić o Bogu. A już przerabianie kolęd na reklamy… Istne tortury, które apogeum osiągały, gdy słyszałem reklamę znanej sieci sklepów z elektroniką.

Następną rzeczą, która mnie zniechęca do świąt, jest ta tak zwana przedświąteczna bieganina. Hordy ludzi niczym orkowie pod Helmowym Jarem okupują parkingi i centra handlowe. W szale bojowym tratując się nawzajem, wyrywają sobie co lepsze kąski na przedświątecznych wyprzedażach. A gdy już karpia rzucą tańszego o 30 groszy, to wszechogarniająca atmosfera rywalizacji zwiastuje, iż ta sytuacja skończyć się może szkodami na ciele, a już na pewno na umyśle – na moim umyśle, gdy coś takiego widzę.
To niestety nie jest jedyny aspekt tej przedświątecznej bieganiny. Gorszy jest ten rozgrywający się w domu. Ile to razy byłem świadkiem jak i uczestnikiem nieprzyjemności związanych z czasem przedświątecznej gorączki. ,,Róbże coś!” ,,Mam jeszcze tyle do zrobienia!” ,,Nic, tylko się obijasz!” ,,Trzeba jeszcze poodkurzać ten korytarz po raz setny dzisiaj!”,,Nic, tylko mi przeszkadzasz!” – tego typu teksty najczęściej wykrzykują zabiegane i zmęczone panie domu.
A po co aż tyle robić i się przejmować?

Mój kolega zaczął mi się żalić, że u niego w domu sprzątanie doszło do takiego kuriozum, iż nie zdziwiłby się, gdyby mama kazała mu rozebrać dom cegła po cegle i każdą po kolei wyczyścić. Oczywiście był to sarkazm, ale czy nie tak to w większości domów wygląda? Nie wiadomo dlaczego na święta każdy zakątek domu (piwnice, schowki, garaże, spiżarnie i komórki) muszą lśnić. Argumentacja, jaką słyszałem, i która mnie chyba najbardziej drażni, to taka, że ,,Jak będzie w wigilię, tak będzie w całym roku”. Taaak… W wielu domach to faktycznie widać. W wigilię porządek i nerwowa atmosfera, a przez cały rok bałagan i nerwowa atmosfera. Jedyne co się zgadza w tej argumentacji, to właśnie to, że jak ktoś się kłóci w wigilię to i przez cały rok się będzie kłócić. Więc może tak spróbować spokojniej przygotować się do Świąt? Mniej się skupiać na porządku w domu? Oczywiście, nie chodzi mi tutaj, by podnosić bunt przeciwko porządkowej tyranii i iść na noże przy każdym rozkazie sprzątania. Co to, to nie! Ale trzeba dążyć do kompromisu. Porządek ważna sprawa, ale dajmy żyć tym małym, biednym pajączkom w piwnicy. A nuż przemówią ludzkim głosem?

Wspomniałem już o zabobonach. To one są kolejnym powodem mojej nienawiści. O ile jeszcze na to, że zwierzęta mają mówić ludzkim głosem w Boże Narodzenie, jestem w stanie przymknąć oko, gdyż ludzie raczej traktują to jako rodzaj legendy opowiadanej dzieciom, by czymś je zaciekawić, to są takie przesądy, o które niektórzy będą walczyć niczym o niepodległość. Na przykład takim zabobonem, który żyje sobie dość dobrze w polskiej kulturze, jest wkładanie pieniędzy pod obrus wigilijny. Jak nie włożysz tam pieniędzy, to przez cały rok nie będzie ci się powodzić finansowo. Niektórzy wierzą, że jak się nie da tych pieniędzy, to jest pewne, że czekają ich w tym roku same tragedie. A proszę im wytłumaczyć, żeby tego nie robili! Żeby zabobon zostawili niczym płaszcz przed wejściem do sali, w której ma się odbyć wieczerza wigilijna. Nie da rady. Może i mają trochę racji, gdy stosują tu zakład Pascala: nic nie tracę, mogę tylko zyskać. Ale, proszę, wyrzućmy pogańskie obrzędy z dnia tak bardzo chrześcijańskiego jak Boże Narodzenie! Jedno nie należy do drugiego! U mnie w domu w tym roku udało się wywalczyć anihilacje zabobonu z wigilii, z czego jestem bardzo zadowolony, gdyż długo o to zabiegałem.

Myśląc nad tym tekstem, postanowiłem przyjrzeć się właśnie takim praktykom. To, co znalazłem w Internecie, trochę mną wstrząsnęło. Na jednym z portali przeczytałem taką oto poradę:
„Najważniejszy przesąd jest jednak taki, by w dzień wigilii nikomu niczego nie pożyczać. Jeśli więc sąsiadka wpadnie po szklankę cukru, pamiętajmy, że nam też właśnie się skończył. Pożyczanie w Wigilię grozi utratą majątku!”

Jakie to chrześcijańskie! Nie pomagaj bliźnim i ich okłamuj. Coś „fantastycznego”.

Tak więc w tym krótkim tekście zdiagnozowałem oraz opisałem kilka chorób, które dotykają tak wspaniałą ideę i tak cudowny czas, jakim są Święta Bożego Narodzenia. Wiem na pewno, że jest ich o wiele więcej. I każdy z was pewnie mógłby przytoczyć jeszcze kilka. Wiem na pewno, że jeśli potrafimy znaleźć chorobę, to powinniśmy dać radę ją wyleczyć. Zarówno u każdego z nas z osobna, jak i u wszystkich razem.

Pomóżcie mi „odnienawidzić” święta. PROSZĘ!