Był sobie pewien teolog. Za życia równie kochany, co nienawidzony. Po śmierci uznany za heretyka. Po latach rehabilitowany i okrzyknięty przez socjalistów prawie-mesjaszem. Fascynował się nim Engels, choć interpretował go na swój sposób. W NRD znaczył więcej niż Luter i Melanchton razem wzięci. Potem zaczęto spoglądać na niego bardziej krytycznie…
Thomas Müntzer, bo o nim mowa, urodził się ok. 1490 roku w Stolbergu, w górach Harzu, w domu mieszczańskim. Immatrykulował się na uniwersytecie w Lipsku, potem studiował we Frankfurcie nad Odrą. W trakcie studiów pracował jako nauczyciel, przez to całe jego studia przeciągały się w czasie. W 1513 został wyświęcony na księdza i skierowany do Brunszwiku, do kościoła św. Michała. Ponadto uczył w małej prywatnej szkole dla zamożnych synów chłopów. Między 1517 a 1519 bywał często w Wittenberdze. Nie można za wiele powiedzieć o jego kontaktach z Lutrem w tym czasie. Wiadomo jedynie, że spotkali się na dyspucie lipskiej. Być może tam został przekonany do teologii reformacyjnej? Zgadzał się z Lutrem w podstawowych pojęciach, takich jak usprawiedliwienie, teologia krzyża, odrzucenie katolickiej uczynkowości, jednak rozumiał je na swój sposób.
Uczeń Mistrza
W 1520 r. Müntzer zostaje przez Lutra delegowany do Zwickau, do Marienkirche. Miał za zadanie zastąpić w głoszeniu kazań na krótki czas Johannesa Sylviusa Egranusa, z nim też wkrótce będzie się spierać o kwestie teologiczne. Thomas objął posadę kaznodziei w sąsiednim Katharienenkirche. W trakcie pobytu w Zwickau zetknął się z grupą teologów pragnących bardziej radykalnych reform od tych, jakie reprezentował Luter i jego zwolennicy. Szczególnie bliski kontakt utrzymywał Müntzer z Nikolausem Strochem, tkaczem i świeckim kaznodzieją. Stroch odrzucił chrzest dzieci oraz wzywał do troski o biednych i likwidacji klasztorów. Thomas Müntzer, Nikolaus Stroch, Markus Thomas Badstübner oraz ponad 60 ich zwolenników utworzyło w mieście grupę zwaną „prorokami z Zwickau”.
Konflikt z Rzymem i Wittenbergą
Szybko popadli w konflikt z reformatorami skłaniającymi się ku teologii Lutra. Na czele frakcji pro-luterskiej stał sam Erganus. Przeciwko „prorokom” był też zakon franciszkanów ze swoim głównym przedstawicielem – zakonnikiem Tiburciusem. Jak to zwykle wówczas bywało, przeprowadzono debatę teologiczną, która miała na celu zweryfikować poglądy każdej z grup. Nikolaus Stroch akcentował bierność człowieka, Bóg – według niego – objawia się wybranym jednostkom. Odpowiedzią na głos Boga ma być chrzest dokonywany w wieku świadomym. M.T. Badstübner zgadzał się ze Strochem, podkreślał ponadto, że zadaniem człowieka jest coś więcej niż tylko czekanie na Boże objawienie. Do człowieka bowiem należy działanie na płaszczyźnie socjalno-etycznej, pomoc potrzebującym, rozdystrybuowanie dóbr, które są w rękach najbogatszych. Na początku Thomas Müntzer nie odgrywał ważnej roli w odbywających się w Zwickau debatach, nastąpiło to później, kiedy zaczął śmielej występować. Swoją erudycją, trzeźwym przekazywaniem myśli, a także zapleczem teologicznym był w stanie sprostać argumentom padającym zarówno ze strony franciszkanów, jak i Egranusa, stronnika Lutra. Müntzer w debacie z Tiburciusem krytykuje obrzędy kościelne, podważa skuteczność sakramentów. Dla niego usprawiedliwiająca jest moralna działalność jednostki. Wiara jest połączona z uczynkami, z rozumem, z wolą. Pro-luterski Erganus był humanistą, ale zabrakło mu aparatu pojęciowego, by polemizować z Müntzerem. Jednak usilnie wskazywał na autorytet Pisma, oraz na wypowiedzi pokoleń teologów, w kontrze do których Thomas zaczął się ustawiać. Müntzer uznał teologię Lutra za martwą, bo tylko aktywna wiara może pochodzić od Boga. By taką mieć, nie potrzeba Pisma, nie potrzeba sakramentów ani teologii. Według niego „uczeni w Piśmie” teologowie z Wittenbergi stoją na drodze słowu Bożemu słyszalnego tu i teraz.
Wyprawa do Pragi
W 1521 r. „prorocy” zostali wyrzuceni z Zwickau, część trafiła do Wittenbergi, sam Müntzer udał się do Czech. 1 listopada 1521 wygłosił w Pradze manifest, w którym wezwał do utworzenia „nowego Kościoła”, który by „bronił słowa Bożego”. Według niego do tej pory „klechy” (Pfaffen) nie głosili prawdziwego słowa, bo jądrem Pisma jest oświecenie wybranych przez Ducha Świętego. Owego oświecenia nie doświadczamy w Piśmie Świętym, ono jest od niego niezależne. Serca ludzi są papierem i pergaminem, na którym Bóg nie piórem, lecz swoim palcem pisze swoją niezmienną wolę i wieczną prawdę. To Pismo każdy człowiek może przeczytać, jeśli tylko ma sprawny rozum – pisał Müntzer. Zatem nie tylko księża, teologowie, ale i książęta, wszyscy chrześcijanie, a nawet muzułmanie i żydzi mogą mieć na sercu wypisaną wolę Boga, o ile nie będą ukrywać Prawdy w księgach. To wyobrażenie o słowie Bożym doświadczanym bezpośrednio, bez Kościoła, sakramentów, Pisma zapewne przejął Müntzer od mistyków średniowiecznych (Taulera i Joachima z Fiore). Jeden z jego przyjaciół, Strobel pisał, że Müntzer wszędzie chodził z książką autorstwa Taulera. Była ona przez niego zapisana uwagami i notatkami.
W Manifeście Praskim uznał, że część ludzi jest wybrana do wyższych celów: Zatem kto jest częścią ciała Chrystusa i tego nie czuje, tak w nim nie ma pewności, ten nie jest częścią Chrystusa, lecz należy do Diabła. Według Müntzera istnieją pewni ludzie obdarzeni zmysłem doświadczenia Boga nie tyle w księgach, ile też w żywej bezpośredniej mowie Boga, w naturze i w historii. Dla Müntzera Pismo nie może się samo interpretować, bo według niego jeden pierwiastek duchowy nie może być zestawiony z innym. Człowiek poznaje Boga w doświadczeniu (got in erfarunge), poprzez aktywne działanie człowiek poznaje wolę Boga, odkrywa wewnętrzny głos. Manifest Praski ukazuje, że ów teolog odrzuca zasadę sola scriptura (tylko Pismo) i tworzy własną zasadę – sola experientia (tylko doświadczenie).
Uczeń kontra Mistrz
Müntzer, jak przystało na czasy, w których żył, widział świat dwubiegunowo. Ludzie dzielą się na wybranych i potępionych. Potępieni ([staro niemiecki] vertumpten, verdummten, [łac.] reprobi) są zatwardziali na słowo wewnętrzne, nie chcą zmian, szukają Boga w „martwej literze”. Müntzer ma tu na myśli Lutra. Odważnie przystępuje do krytyki Lutra, nazywa go: czarną wroną, Ojcem Cichobiegiem, Doktorem Łgarzem (dr Luger), papieżem z Wittenbergi, czystą babilońską dziewicą, arcydiabłem i wściekłym lisem. To tylko niektóre określenia, jakimi ochrzcił swojego niedawnego nauczyciela.
Z Pragi Müntzer zmuszony był wracać do Saksonii. Jego postulaty nie spotkały się z ciepłym przyjęciem na czeskiej ziemi. Trafił do Allstedt, gdzie intensywnie działał, a także prowadził polemiki z teologami z Wittenbergi. Nazywa ich „skrybami”, bo są pochłonięci tekstem Biblii, zamiast zwrócić się w stronę objawienia bezpośredniego. Pismo Święte jest dla Thomasa wybitnym, ale ograniczonym elementem objawienia Bożego.
Müntzer twierdzi, że jako wierzący mógłby napisać swoją Biblię, wewnętrzne słowo Boga jest dostępne, wystarczy obrócić je w czyn.
Poprzestając tylko na pierwszej części powyższego zdania określilibyśmy Müntzera mianem mistyka, który doświadcza obecności Boga i słyszy Jego głos poprzez ekstatyczne przeżycia. Jednak pierwsza część tego zdania połączona z drugą czyni tego reformatora prorokiem, bo zamienia ekstatyczne przeżycie w czyn, w jego przypadku reformę i zaangażowanie polityczne.
Na początku Müntzer kierował swoje przesłanie do mieszczan i książąt. Głosił kazania w kościele św. Jana w Allstedt. Przystąpił do reformy liturgii, napisał porządek nabożeństwa Deutsch Evangelisch Messe i traktat o urzędzie kościelnym pt. Deutsch Kirchenamt. Działalność trzydziestoletniego kaznodziei nie uszła uwadze lokalnego władcy, brata elektora, księcia Jana.
W swoich kazaniach Müntzer był coraz bardziej śmiały. Uznał usprawiedliwienie jedynie z wiary za „zmyśloną doktrynę”. Chrystus według Müntzera przyszedł wypełnić prawo, grzesznik zostaje przez Boga nawrócony do bycia wykonawcą Bożej woli, na wzór Chrystusa. Widział siebie jako „młot i sierp Boga” przeciwko bezbożności, dlatego przystąpił do przekucia swoich poglądów w czyn i stworzył w tajemnicy militarną organizację, która 24 marca 1524 zniszczyła małą kaplicę w wiosce Mallerbach, zaraz obok Allstedt. Nie wiemy, jakie były powody tego incydentu, prawdopodobnie różnice w poglądach między księdzem z Mallerbach, a samym Müntzerem…
Śledztwo w tej sprawie, jakie prowadził książę Jan, brat elektora, pozostało nierozstrzygnięte. Książę zdecydował się przyjąć młodego pastora. Müntzer wygłosił kazanie przed księciem Janem oraz jego synem Janem Fryderykiem, porównywał siebie do proroka Daniela, a księcia do króla Nebokadnezara. Zwracał się jednak nie tylko do lokalnych książąt, ale do wszystkich władców, by ci byli sługami Bożymi i wykonywali Bożą wolę.
Wolą Boga jest zniszczenie Antychrysta, którym jest obecny system społeczny. Jeśli nie zaczną walczyć o sprawę Bożą, miecz, jaki został im dany, będzie przekazany w ręce “wybranych”.
Potem okazało się, że książęta poparli Lutra i jego – jak to określał Müntzer – „tyranię”. Dla Müntzera Luter był za mało radykalny, głosił „Chrystusa słodziutkiego jak miodek”, bo nie trzeba nic czynić, by zostać zbawionym. Ta „tania łaska” unikała „gorzkiego Chrystusa” i niesienia krzyża. Wkrótce Müntzer stał się „reformatorem bez kościoła”. W sierpniu 1524 roku opuszcza Allstedt wraz z żoną, Ottilie von Gersen i kilkumiesięcznym synkiem.
Królestwo Boże na ziemi
Królestwo Boże musi być utworzone na ziemi – to jeden z głównych postulatów Müntzera. Thomas próbował dokonać reform w Mühlhausen, jednak i stamtąd zmuszony był uciekać. Potem był w Norymberdze i Schwarzwaldzie. Dowiedział się o zbuntowanych chłopów i zapragnął do nich dołączyć.
Kontekstem wydarzeń i polemiki Müntzera z Lutrem był spór o autorytety. Komu być posłusznym? Pismu, czy wewnętrznemu głosowi? Książętom, czy Bogu? Prości ludzie, chłopi czuli również, że są pozbawieni solidnych punktów odniesienia. Ucisk społeczny coraz bardziej się wzmagał, przeczuwano wojnę z Turkami, a może i wojnę domową między książętami Rzeszy. Jeśli dojdzie do wojny, wzrosną podatki i ucierpią ci, którzy znajdują się najniżej w drabinie społecznej. Chłopstwo postanowiło wziąć sprawy w swoje ręce. Zaczęły się rzezie duchowieństwa, szlachty, wszystkich, którzy stawiali opór. Müntzer uznał, że to właśnie do nich Bóg go skierował.
Rewolta przeniosła się na północ a razem z nią podążał Thomas Müntzer. Reformator jest razem z ludem, naucza, znajduje posłuch, zwolenników. Gdy zdobyto Mühlhausen, staje na czele rady miasta i wprowadza reformy. Dzieli ludzi na dzieci światła i dzieci ciemności. Nawiązuje zamrożone jak do tej pory kontakty w Allstedt i zawiera „Wieczne Przymierze” przeciwko bezbożności; miało to być aktywne narzędzie dla zbliżającego się Sądu Ostatecznego. Czuł, a wraz z nim i jego wybrani, że wkrótce nastąpi koniec.
Wygłaszał kazania, w których wołał, że każdy człowiek może otrzymać prawdę. Miecz został odebrany książętom i dany ludowi. Müntzer był świadom, że wojna chłopska wybuchłaby i bez niego, ale sama wojna upewniła go w tym, że jego wizje są prawdziwe, nastąpi podział na wybranych i bezbożnych. To był eschatologiczny znak, kairos.
W sławnym apelu, wygłoszonym 26 kwietnia 1525 do uczniów w Allstedt, Müntzer wzywa do dołączenia do rebelii chłopskiej. Uznał, że zanim nie zostanie zniszczony dawny system, nie jest możliwe usłyszenie w pełni Bożego głosu. Podpisywał się „Thomas Müntzer, sługa Boży przeciwko bezbożności”. Szedł na czele chłopów, trzymając w ręku flagę o kolorach… tęczy.
Frankenhausen
12 maja 1525 jego oddziały dołączyły do innych powstańców pod Frankenhausen. Było ich razem 7000 mężczyzn, opanowali miejscowe tereny. Jednak wkrótce zebrały się wojska książęce pod wodzą Filipa Dobrodusznego i Jerzego Brodatego. Wśród chłopów pojawiły się wątpliwości, czy sprostają uzbrojonemu rycerstwu. Müntzer miał wtedy swój szczytowy moment, zaczął w pełnym słońcu wygłaszać kazanie do wszystkich zebranych rebeliantów. Ustanowił się wodzem, a także sędzią, skazał wtedy na karę śmierci trzech jeńców. Kiedy chłopscy dowódcy debatowali nad żądaniami książąt, Müntzer i jego uczniowie kontynuowali przemówienia. Nagle wydarzyło się coś, czego ekipa filmowców z Hollywood mogłaby tylko pozazdrościć, wokół słońca pojawiło się halo, podobne do tęczy, herbu Müntzera. Widząc ten znak, chłopi w szale rzucili się na wojska książęce. Uzbrojone wojska zaciężne kontra chłopstwo. Bitwa przerodziła się w totalną rzeź. Po stronie rebeliantów zginęło 6000 ludzi, armia książęca straciła 6 mężczyzn. Do niewoli wzięto 600 osób. Udało się zbiec tylko nielicznym powstańcom, wśród nich znalazł się Hans Hut, anabaptysta i mistyk.
Samemu Müntzerowi udało się uciec z pola bitwy na jakiś strych w mieście, gdzie został wykryty. Symulował chorobę psychiczną. Został poddany torturom i osądzony. Swoje Wyznanie podyktował ze względu na niemożność utrzymania pióra w ręce. Następnie przetransportowano go do Mühlhausen, gdzie on i jego stronnik Pfeiffer zostali ścięci mieczem, ich głowy zostały zamienione miejscami na znak ostrzeżenia dla innych. Natomiast żona Müntzera została zgwałcona przez żołnierza wojsk elektorskich, który zanim przystąpił do tej czynności, miał ukłonić się przed nią… Pozostawiono ją przy życiu, jej dalszy los nie jest znany.
Podsumowanie
Teologia Müntzera nie jest ideologią socjalnej rewolucji w marksistowskim sensie. Reformator wyznawał zasadę omnia sunt communia (wszystko jest wspólne), jednak to wyznanie było podyktowane w trakcie tortur.
Müntzer używał terminów „biedny”, „potrzebujący” w kontekście ubóstwa duchowego, a nie materialnego. Po klęsce pod Frankenhausen, kiedy pojął, że ludzie go nie zrozumieli… podyktował: pragnęli spełnić swoje interesy i w rezultacie boska prawda ich pokonała. Odkrył, że niewierzący są nie tylko pośród rządzących, lecz także pośród tych, którzy są rządzeni.
Thomasa Müntzera można uznać za proroka, bo ważniejsze od słów tradycji i Biblii było dla niego „duchowe doświadczenie”, które stoi za literą Pisma Świętego i jest obecne w każdej szczerej wypowiedzi religijnej. Pragnął przekazać słowo Boże, jakie stoi poza tekstem Biblii w języku zrozumiałym dla książąt, mieszczan, chłopów. Nie bał się wychodzić poza ramy tradycji Kościoła ani tradycji biblijnej, był w tym całkowicie prorocki, widział szerzej i dalej… Nie bał się przy tym działać.
Czy zbyt skupił się na poruszeniach własnej duszy i na Słowie wewnętrznym zamiast poszukać spokoju poza sobą? Luter odnalazł ów spokój w Chrystusie, który akceptuje nas i system, mimo, że ani my, ani system polityczny na to nie zasługujemy. Müntzer nie poszedł tą drogą, wybrał inną, drogę prorocką i zapłacił za to życiem.
Sebastian Madejski – urodzony w Cieszynie, luteranin, student teologii ewangelickiej na Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie, pasjonat biblistyki.
Hobby: literatura i gra na gitarze elektrycznej.