Bóg i zło w Starym Testamencie
Niewiele jest zagadnień, które tak mocno zbliżają do siebie refleksję teologiczną i bieg najzwyklejszych myśli. I dziwnym trafem, te potoczne pytania są pytaniami najważniejszym. Czym jest zło?” i „skąd się wzięło?” – już najmłodsi je zadają. Odpowiedzi na nie można szukać w różnych miejscach; nieważne, czy ktoś jest „wierzący” czy „niewierzący” – uważam, że Biblia, a w szczególności Stary Testament, jest w stanie podsunąć wiele ciekawych myśli dotyczących tego tematu.
Czym jest zło?
Czytając Stary Testament można, od czasu do czasu, natknąć się na fragmenty, których zrozumienie wydaje się problematyczne. W Księdze Izajasza 45, 7 czytamy: „Ja tworzę światłość i stwarzam ciemność, Ja przygotowuję zarówno zbawienie, jak i nieszczęście. Ja, Pan, czynię to wszystko”. Jeżeli Bóg jest „najwyższą dobrocią”, „miłujących Ojcem”, to czytając, że oprócz „światła”, stwarza również „ciemność” – nieuchronnie zmierzamy do zadania pytania: Czy Bóg jest twórcą zła?
Czasownik „tworzyć”, użyty w powyższym wersecie, pochodzi od hebrajskiego rdzenia יצר
oznaczającego „kształtować”, „formować”, „tworzyć”. Opisuje pracę garncarza (Jer 18,2nn), ale również kowala, siłą nadającemu kształt kawałkowi metalu (Iz 44,12). Czasownik יצר posiada ważne znaczenie teologiczne: używa się go do wyrażania działania Boga. W Am 4, 13 czytamy: „On bowiem jest tym, który kształtuje (יוצר) góry i stwarza wiatr, i objawia człowiekowi swoje zamysły”. Oprócz działania w przyrodzie, Bóg działa również w życiu człowieka. Czasownikiem o podobnym znaczeniu do יצר, jest czasownik ברא („stwarzać”); „stwarzam ciemność”. Odnosi się nie tylko do teraźniejszego dzieła stworzenia, ale również przyszłego. Czasownik ברא odnosi się wyłącznie do działania Boga. Zarówno יצר („kształtować”) jak i ברא („tworzyć”) podkreślają ciągłe działanie podmiotu. Podobnie jest z czasownikiem עשה („czynić”, „robić”, „tworzyć”). Nie można opisać stwórczego działania Boga, jak tylko prze analogię z działaniem ludzkim. Dlatego wszelkie określenia muszą pozostać metaforą. Bóg pozostaje „ukryty” (Iz 45,15), a z Nim pozostaje ukryty sposób, w jaki działa.
„Ja przygotowuję zarówno zbawienie, jak i nieszczęście”. Tak naprawdę: „Czynię שלום („szczęście”, „pomyślność”) i tworzę רע („zło”, „nieprawość”)”. Nie należy tego zła rozumieć jako zła metafizycznego, tj. jakiegoś „pierwiastka zła” tkwiącego w świecie. Jest ono złem „egzystencjalnym”, związanym ze śmiercią i cierpieniem: „Patrz! Kładę dziś przez tobą życie i dobro oraz śmieć i zło” (Dtn 30,15). Dobro łączone jest z życiem, zło – ze śmiercią. W Dtn 7,15 czytamy: „Pan oddali od ciebie wszelką chorobę i wszystkie zgubne [הרעים – „złe”!] zarazy egipskie, które poznałeś”; a w Przyp 15,10 (tłumaczenie moje): „Napomnienie jest złe dla porzucającego drogę, a nienawidzący nagany – umrze”. Warto zauważyć, że omówione powyżej „zło” jest natury fizycznej. Trudno nie pokusić się o stwierdzenie, że tak pojęte zło, dotyczy tylko człowieka. Czy Bóg „ukryty” posiada ciało? – Jeżeli nie, to nie może doświadczać cierpienia, a więc i zła. Mógłby je odczuć tylko Bóg, który stał się człowiekiem.
Skąd pochodzi zło?
Być może zło jest karą za grzechy? Zdają się to sugerować niektóre fragmenty z księgi Przypowieści Salomona. „Grzeszników ściga nieszczęście, lecz nagrodą sprawiedliwych jest szczęście” (Prz 13,21). Jeżeli ufasz Bogu prowadząc przykładne życie, wszystko będzie w porządku: „Pan nie dopuści, aby sprawiedliwy głód cierpiał, lecz udaremnia żądzę bezbożnych” (Prz 10,3). „Grzesznik” zostaje przeciwstawiony „sprawiedliwemu”; koniec końców – drugi wzbogaci się kosztem pierwszego: „Dobry człowiek przekazuje dziedzictwo wnukom, lecz majątek grzesznika jest zachowany dla sprawiedliwego” (Prz 13,22). „Sprawiedliwy” wiedzie szczęśliwe, bo mądre życie. Jeżeli człowieka spotyka zło, mądrość – ta mądrość, wołająca rozpaczliwie na ulicy, wściekła, bo nikt nie chce jej słuchać (Prz 1,20nn), zdaje się mówić: A nie mówiłam? – „Nie chcieli mojej rady, gardzili każdym moim ostrzeżeniem. Dlatego muszą spożywać owoc swojego postępowania i sycić się swoimi radami, gdyż odstępstwo prostaków zabija ich, a niefrasobliwość głupców ich gubi. Lecz kto mnie słucha, bezpiecznie mieszkać będzie i będzie wolny od strachu przez nieszczęściem” (Prz 1,30-33).
Ale czy tak jest zawsze? Bardzo często „bezbożni” i „grzesznicy” prowadzą dostatnie życie. Hiob zauważa: „Dlaczego bezbożni zachowują życie, starzeją się, a nawet nabierają siły?” (Hi 21,7) „W dobrobycie spędzają swoje dni i w pokoju schodzą do krainy umarłych. A przecie mówią Bogu: Odstąp od nas, nie chcemy znać twoich dróg!” (Hi 21,13). Szczęście i nieszczęście nie zależy od życia według Bożych przykazań. Hiobowi wydaje się to niesprawiedliwe. Ale według jakiego kryterium osądza? „Lecz czy może kto Boga uczyć mądrości, tego, który nawet niebian sądzi?” (Hi 21,22). Hiob stawia siebie w roli tego, kto zadaje pytania. Gdy w końcu rozlega się głos Boga, okazuje się, że wobec możliwości zrozumienia boskiego planu, człowiek jest bezsilny. Jahwe zadaje Hiobowi szereg pytań – retorycznych, oczywiście. Konkluzja jest prosta – zło przekracza zrozumienie człowieka. Po coś pewnie ono jest, ale po co – próżno pytać.
Hiob buntuje się przeciw złu, które go spotyka, wierząc, że nic nie dzieje się bez przyczyny: nihil est sine ratione – nic nie jest bez racji, jak mawiał Leibniz. Po co więc zło – może uszlachetnia? Fryderyk Nietzsche to autor znanej maksymy: „Co cię nie zabije, to cię wzmocni” – a co, jeśli zabije? Być może zło w „małych dawkach” byłoby z pożytkiem dla człowieka. Ale jak często występuje w dużych, ba – ogromnych. Jaki był sens wymordowania mieszkańców Jerycha? „I wyrżnęli do nogi ostrzem miecza wszystko, co było w mieście, mężczyzn i kobiety, młodych i starych, woły, owce i osły.” Nawet zwierząt nie oszczędzili – czemu miało to służyć? Albo ta nieszczęsna kobieta z Księgi Sędziów, gwałcona przez całą noc, a później pocięta na dwanaście kawałków (Sdz 19, 24-30). Kogo to miało uszlachetnić? „Nihil est sine ratione”? A może jednak „malum” – zło – jest „sine ratione”. Po prostu się dzieje.
Trudno się dziwić, że wobec zła, łatwo o bierność. Często jest ona najlepszym rozwiązaniem, żeby nie odejść od zmysłów. Pytano raz pewnego rabina: „Gdzie był Bóg podczas Holokaustu?” Odpowiedział, że Bóg usunął się w cień, nie mogąc znieść tego ogromu zła wypływającego, koniec końców, z wolnej woli człowieka. Gdyby na nie spoglądnął, rozpłakałby się. – A jedna, nawet najmniejsza Jego łza, spaliła by świat – doszczętnie, również z jego dobrem. Bóg wolał odejść, nie ma go już między nami – w gruncie rzeczy, dla naszego dobra.
Rozpacz Hioba, zastąpiła rezygnacja Koheleta: Nie ma już złości, wygrażania Bogu – jej miejsce zastępuje melancholijny patos: „Poznałem ze wszystkich dzieł Bożych, że człowiek nie może dojść do sedna spraw, jakie się dzieją pod słońcem. Chociaż człowiek się trudzi, aby je zbadać, nie dojdzie do tego; a chociaż nawet mędrzec twierdzi, że to rozumie, nie może tego zgłębić” (Kazn 8,18). Pozostaje jedynie smutna konstatacja: „marność nad marnościami, (…) wszystko marność” (Kazn 1,1). „Widziałem wszystkie sprawy, które się dzieją pod słońcem, a wszystko to jest marnością i gonitwą za wiatrem” (Kazn 1,14). „Pokolenie odchodzi i pokolenie przychodzi, ale ziemia trwa za wieki” (Kazn 1,4). Trwa – z całym swoim złem, wymykającym się naszemu zrozumieniu. Kohelet radzi apatheię, zobojętnienie – jak stoicy. Egzystencjalnie może być poręczna, ale czy zaspokaja pragnienia człowieka, który, mimo że z natury irracjonalny, czasem po prostu – chce wiedzieć? Kohelet narzeka i narzeka, radzi sceptycyzm względem planów Bożych, uważa, że „dla ludzi nie ma nic lepszego, jak tylko radować się i używać, póki żyją”. Słowem: carpe diem – „chwytaj dzień”! Jedno z polskich przysłów z okresu baroku brzmi: „Dzisiaj żyjem, jutro gnijem – tylko to nasze, co dzisiaj zjem i wypijem!” Zło jest niezgłębione, a śmierć i tak dotknie każdego z nas. „Co zostało nam, co wszystko wiemy, którym żadna z dawnych wiar już nie wystarcza, jakaż jest przeciw włóczni złego twoja tarcza?” – pyta Kazimierz Przerwa-Tetmajer w wierszu „Koniec wieku XIX”. Jak odpowiada Kohelet? Z jednej strony „nie ma lepszego dla człowieka jak to, żeby jeść i pić, i w tym upatrywać przyjemność w swoim trudzie” – czyli: używanie życia. Zarazem jednak Kohelet stwierdza, „że również to pochodzi z ręki bożej. Bo kto może jeść i kto może używać bez niego?” (Kazn 2,24n). Przypomina to sprzeczności pobożności okresu baroku: Z jednej strony carpe diem, a z drugiej – memento mori. Świadomość śmierci – ale również zła – popycha człowieka do sprzecznych zachowań. Z jednej strony, w obliczu nieuchronnie zbliżającego się kresu, pragnie zbliżenia z Bogiem (np. poprzez kult religijny); z drugiej, rzuca się na te ziemskie ochłapy, które mu jeszcze zostały, wpada w hedonizm. Jego świadomość staje się w sobie sprzeczna: „Chciałbym stąd wyrwać się, obco tu czuję się”, jak mówią słowa jednej piosenki. Duchowi łatwo śpiewać, ale ciału trudno tego słuchać. Mimo tęsknoty do „lepszego świata”, coś nas do tej ziemi przyciąga, może te części naszej ludzkiej natury łączące nas ze światem zwierzęcym? Czysty duch pragnie się uwolnić, wlecieć gdzieś wysoko, w przestworza, ale zarazem to brudne, materialne ciało jakiś ołów mu do skrzydeł przytwierdza! Czysty duch – nigdzie sam z siebie nie wzleci. Jest czystą abstrakcją. Człowiek jest na tym świecie jakby „krzywo ustawiony”, z jednej strony tu, z drugiej strony – gdzieś tam. Emmanuel Levinas mówił o „transcendencji w immanencji”. Brzmi jak sprzeczność? – Bo człowiek jest sprzeczny.
W tym samym wierszu, w „Końcu wieku XIX”, Kazimierz Przerwa-Tetmajer pyta: „Użycie?…” i stwierdza: „Ależ w duszy jest zawsze coś na dnie, co wśród użycia pragnie, wśród rozkoszy żąda.” Czy rezygnacja Koheleta rzeczywiście daje szczęście, czy odpowiedzią na pytanie o zło, jest tak naprawdę – brak odpowiedzi? Tanie „użycie”? Przemilczenie? Jak długo można tak żyć? Pod ciemnym horyzontem roztaczającym się nad nieszczęściem Hioba, ten wyznaje: „Wiem, że Ty możesz wszystko i że żaden twój zamysł nie jest dla ciebie niewykonalny. Któż jest w stanie zaciemnić twój zamysł nierozsądną mową? Aleć to ja mówiłem nierozumnie o rzeczach cudownych dla mnie, których nie rozumiałem. (…) Tylko ze słyszenia wiedziałem od tobie, lecz teraz moje oko ujrzało cię” (Hi 42, 2-5). Przysłowie mówiące, że „jak trwoga to do Boga” niesie ze sobą głęboką prawdę. Nie jest nią bynajmniej podkreślenie egoizmu człowieka: „Jak wszystko jest w porządku, to Boga ma się gdzieś, ale jak przyjdzie co do czego – Boże ratuj!” Bardzo łatwo posługiwać się tym przysłowiem do oskarżania drugiego człowieka o brak żarliwości religijnej wtedy, gdy dobrze mu się wiedzie. W szczęściu, owszem, bardzo łatwo zapomnieć o Bogu. W szczęściu – Boga się nie dostrzega. Dopiero nieszczęście daje odpowiednią perspektywę, punkt widzenia, z którego możemy oglądać Boga. Hiob go znajduje w chwili największej rozpaczy: Utracił wszystko co posiadał, a i zdrowie zaczyna go opuszczać. Do tego Bóg, który zamiast pocieszać, mówi coś w stylu: „Zamknij się, i słuchaj!” – po czym rozpoczyna oskarżającą tyradę: „Gdzie ty byłeś, gdy zakładałem ziemię? Powiedz, jeśli wiesz i rozumiesz” (Hi 38,4). Hiob, oczywiście, ani nie wie, ani nie rozumie. „Czy otworzyły się przed tobą bramy śmierci i widziałeś bramy mroków? Czy ogarnąłeś rozumem rozmiary ziemi? Powiedz, jeżeli to wszystko wiesz!” (Hi 38,17n). „Kto wyrąbał chodnik dla ulewy i wyznaczył drogę piorunowi (…). Czy deszcz ma ojca, a kto zrodził krople rosy? Z czyjego łona wychodzi mróz, a kto zrodził szron niebieski?” (Hi 38,25-29). Wszystko to wielka tajemnica. Dla człowieka, nie zaś – dla Boga. Cierpienie otwiera na to, co nieznane, na to, co niepojęte. Bogusław Wolniewicz, we wstępie do „Traktatu” Ludwika Wittgensteina napisał: „Na dramat utkany z faktów ludzkiego życia pada jakiś blask, jakaś lux aeterna, co nie ze świata faktów jest rodem – i o której zatem nic sensownego powiedzieć się nie da”. Dlatego Hiob milczy, pokornie przyjmuje wyroki losu. Z drugiej strony, co innego mu pozostaje? W końcu Bóg pyta wprost: „Czy ten, kto spiera się z wszechmocnym będzie trwał w uporze? Niech oskarżyciel Boga odpowie!” (Hi 40,2). Co może w takiej sytuacji powiedzieć Hiob? „Otom ja nędzny, cóż ci odpowiem? Swoją rękę kładę na ustach. Raz mówiłem i już nie będę; drugi raz i już nie powtórzę” (Hi 40,4). Są takie chwile, w których najlepszym rodzajem mowy, jest milczenie. Teodycea – obrona dobroci Boga, wydaje się być grzechem. Żeby móc Boga bronić, najpierw trzeba sformułować przeciwko niemu oskarżenie – jakie mamy do tego prawo?
Dygresja: Jak wygląda dysonans poznawczy?
Jak pogodzić istnienie zła z istnieniem dobrego Boga? Tak postawione pytanie prowadzi do nieprawdopodobnej wręcz szarpaniny z własnymi myślami: chciałoby się powiedzieć „tak”, mówiąc jednocześnie „nie” – a tak się, niestety, nie da.
Autorów „Trudnych fragmentów Biblii”, trudność omawianego na początku tego artykułu fragmentu, najwyraźniej przerasta: Słusznie zauważają, że „trudność tych słów sprowadza się do pytania, czy Bóg jest sprawcą zła?”. Następnie, nie licząc się z tym, o czym mówi Iz 45,7, powołują się na „liczne teksty” które mają temu przeczyć. Jeżeli będziemy czytać Pismo Święte „w jego pełnym kontekście kanonicznym”, nigdy nie dojdziemy do wniosku, że Bóg mógłby stworzyć zło. Ale co mamy zrobić, jeśli napotykamy w Biblii fragment, który wprost temu przeczy? Zignorować, uznać, że jego autorowi pomieszało się w głowie? I dlaczego te „liczne teksty” miałyby trafiać w sedno, a ten nasz, problematyczny – nie?
Dalej słusznie stwierdzają, że w Iz 45,7 mowa jest o złu fizycznym. Następnie uprawia się bardzo popularną teologiczną sofistykę:
„Choć wiele zła fizycznego często dokonuje się rękami ludzi występnych, ostatecznie to Bóg je dopuszcza. Dlatego też, zgodnie z hebrajskim sposobem mówienia, który pomija przyczyny drugorzędne w sposób niejasny myśli zachodniej, cokolwiek Bóg dopuszcza, można bezpośrednio uznać za Jego dzieło, często bez uwzględnienia tego, że bezpośrednią przyczyną jakiegoś nieszczęścia byli drugorzędni i grzeszni sprawcy”.
Bardzo subtelnie sugeruje się, że bycie przyczyną „pośrednią” jakoś Boga usprawiedliwia. „Zobaczcie, bezpośrednio uczynili to ci grzeszni ludzi!” – W ten sposób zdejmuje się, oczywiście nieuprawnienie, część winy Boga za zło
Relacja przyczynowości jest relacją przechodnią: Jeżeli x jest przyczyną y, i y jest przyczyną z, to x jest przyczyną z; y jest oczywiście przyczyną z najbliższą, ale nie ostateczną. Pytanie o Boga jako przyczynę zła powraca jak bumerang. Nic nie pomoże powtarzanie wciąż tych samych pytań: „Można jednak zadać pytanie, czy Bóg, który dopuszcza katastrofy naturalne nie jest moralnie zły?”, „Dlaczego Bóg w ogóle dopuszcza 'tego rodzaju rzeczy’?”. Odpowiedź na nie jest, jak można zgadnąć, wewnętrznie sprzeczna: „Każde nieszczęście musi być podporządkowane suwerennej woli Bożej, choć sam Bóg nie jest sprawcą zła”. A więc: „Próbując pogodzić te dwa stwierdzenia, zaczynamy wchodzić w sferę tajemnicy”.
„Tajemnica” – tyle mają po powiedzenia Autorzy.
Bibliografia
Ernst Jenni, Claus Westermann, „Theologisches Handworterbuch zum Alten Testament”, Chr. Kaiser Verlag Munchen Theologischer Verlag Zurich, 1984.
Walter C. Kaiser Jr., Peter H. Davids, „Trudne fragmenty Biblii”, Oficyna Wydawnicza „Vocatio”, Warszawa 2011.
Bartosz Ciemniak – urodzony w Cieszynie, student teologii ewangelickiej na Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej. Interesuje się filozofią, a w szczególności Wittgensteinem i Heglem. Pasjonat szermierki historycznej, lubi wędrówki po górach i dobrą muzykę.