Dwa listy dedykacyjne traktatu „O wolności chrześcijanina” | Jerzy Sojka

Rok 2017 rozpoczął długą serię rocznic 500 lat wydarzeń reformacyjnych, która właściwie zakończy się dopiero w 2080 rocznicą 500 lat publikacji „Księgi zgody”. Na rok 2020 wypadła rocznica pism programowych Marcina Lutra. Ostatnie spośród nich stało się z tej okazji nawet inspiracją dla tematu roku 2020 w Kościele Ewangelicko-Augsburskim w Polsce. Chodzi o traktat „O wolności chrześcijanina”, który powstał jako wyjaśnienie pozycji Lutra skierowane do papieża Leona X. Tekst ten powstał po łacinie, szybko jednak Luter przygotował własnoręczne jego wolne tłumaczenie na niemiecki.

Traktat ten w swojej zasadniczej części, odmiennie niż dwa pozostałe z pism programowych – „Do chrześcijańskiej szlachty niemieckiego narodu o poprawie chrześcijańskiego stanu” oraz „O niewoli babilońskiej Kościoła – jest praktycznie pozbawiony wątków polemicznych i zawiera wykład kluczowego artykułu wiary Reformacji – usprawiedliwienia jedynie z łaski przez wiarę – w przekładzie na realia życia chrześcijańskiego. W argumentacji przepojonej duchem średniowiecznej mistyki Luter rozwija kluczową paradoksalną tezę: „1. Chrześcijanin jest całkowicie wolnym panem wszystkich rzeczy, nikomu nie podległym. 2. Chrześcijanin jest najuleglejszym sługą wszystkich rzeczy i wszystkim podległy”, by po objaśnieniu kluczowości wiary dla wewnętrznej wolności i miłości dla zewnętrznego poddania się w służbie bliźniemu zakończyć konkluzją: „chrześcijanin nie żyje sam w sobie lecz żyje w Chrystusie i w swym bliźnim, w przeciwnym razie nie jest chrześcijaninem. W Chrystusie żyje on przez wiarę, w bliźnim przez miłość. Przez wiarę zostaje porwany w górę, ponad siebie, do Boga, przez miłość zaś zniża się poniżej siebie – do bliźniego, pozostając jednak zawsze w Bogu i w Jego miłości”.

W tym tekście chcemy się jednak skupić nie na zasadniczej części wywodów Lutra, gdyż doczekały się one już w języku polskim co najmniej kilku opracowań, ale spojrzeć na to pismo z perspektywy historycznych okoliczności jego powstania. Punktem wyjścia będą dwa różne listy dedykacyjne, jakie powstały do obu wersji językowych. Pierwszy, przypisany do tekstu łacińskiego, skierowany był do papieża Leona X, drugi zaś, wydrukowany wraz z tekstem niemieckim, do burmistrza Zwickau Hermanna Mühlphordta.

List dedykacyjny do papieża Leona X.

Pierwszy z listów jest interesujący nie tylko ze względu na osobę papieskiego adresata, ale również ze względu na stosunkowo obszerną treść, w której Luter zawarł komentarz do wydarzeń jakich w kontekście swojego odniesienia do papiestwa był uczestnikiem w ramach dotychczasowej kontrowersji związanej z odpustami, jaka wybuchła na skutek publikacji „95 tez”. Pojawiają się w nim wszyscy główni reprezentanci Rzymu, z którymi na przestrzeni lat 1517-1520 przyszło się rodzącemu się Reformatorowi potykać: Sylvester Mazzolini z Priero (zwany od miejsca pochodzenia Prierasem), kardynał Kajetan, Johannes Eck, czy Karl von Miltitz.

Pierwszy z wymienionych zareagował na „95 tez” w styczniu 1518 „Dialogiem o władzy papieża”, w którym dowodził, że Luter powinien podporządkować się papieżowi jako centralnemu autorytetowi Kościoła, który legitymizuje swoją wolą wszystkie inne autorytety – także Pismo Święte i jego wykładnię. Luter odrzucił zdecydowanie takie ujęcie w swojej pisemnej polemice. Przed kardynałem Kajetanem Luter stanął w październiku 1518 r. w Augsburgu. Przesłuchanie było elementem procesu toczonego przeciw Wittenberczykowi w Rzymie. To, że odbyło się ono na ziemi niemieckiej było zasługą protektora Lutra Fryderyka Mądrego, który wymusił to na papieżu, który starał się pozyskać przychylność księcia elektora w perspektywie przewidywanych wyborów nowego cesarza. Przesłuchanie dowiodło rozbieżności teologicznego języka tomisty Kajetana i nominalisty Lutra, a żądanie, by Wittenberczyk odwołał swoje tezy, nie spotkało się z pozytywną odpowiedzią. W jej miejsce po przesłuchaniu Luter odwołał się najpierw do papieża, a potem do soboru. Z Johannesem Eckiem Luter najpierw wymienił kilka polemicznych pism, a później wziął wraz z Andreasem Karlstadtem w dyspucie w Lipsku w czerwcu i lipcu 1519 roku. W tych polemikach i spotkaniach pojawiał się regularnie temat autorytetu papieskiego, który Luter konsekwentnie i z różnych pozycji podważał.

Ostatni z wymienionych – Karl von Miltitz, dworak i dyplomata –został wysłany jako nuncjusz do Saksonii by pozyskać Fryderyka Mądrego orderem złotej papieskiej róży. Elektor order przyjął, ale nie był skłonny współpracować w sprawie Lutra. Miltitz więc zwrócił się w styczniu 1519 r. do samego Reformatora i uzgodnił z nim deklarację milczenia, pod warunkiem, że zamilkną również jego przeciwnicy. Kiedy te ustalenia zburzyła dysputa lipska, Miltitz ponownie w październiku 1519 r. negocjował z Lutrem, by ten poddał się arbitrażowi biskupów Trewiru i Naumburga, co też nie doszło do skutku. List dedykacyjny, którym się zajmujemy to efekt ostatnich wysiłków Miltitza z drugiej połowy 1520 r. Przekonał on Wittenberczyka, który był już świadomy, że w czerwcu tego samego roku wydano bullę Exsurge domine, która groziła mu ekskomuniką jeśli nie odwoła 40 ze swoich tez, że jego sytuację może poprawić przesłanie papieżowi ugodowego listu, do którego dołączy pismo poświęcone pobożności. Realizacją tych ustaleń było pismo „O wolności chrześcijanina” i dołączony do niego list dedykacyjny do Leona X.

Już w pierwszym akapicie swojego skierowanego do papieża listu Luter, przy zachowaniu tradycyjnych formuł i tytułów papieskich, nawiązał do swojego podwójnego odwołania po przesłuchaniu przed Kajetanem w Augsburgu. Był świadom, że drugie z nich, skierowane do soboru, łamało dekrety papieskie i odwoływało się do zwalczanych przez papiestwo w XV i początkach XVI wieku tendencji koncyliarystycznych w Kościele, a więc głoszących wyższość autorytetu soboru na autorytetem papieskim. Wittenberczyk zadeklarował przy tym, że nie posunął się nigdy do tego, by nie życzyć papieżowi wszelkiego błogosławieństwa i nie pamiętać o nim w szczerych modlitwach. Przypomniał, że spotkał też wielu, którzy usiłowali go przerazić majestatem papieskim. To jednak nie było kluczową motywacją listu skierowanego do papieża. Zasadniczym powodem miała być obawa, że papież dał wiarę oskarżeniom, iż w polemice posunął się do bezpośrednich ataków na jego osobę.

Luter stwierdził, że nigdy nie wypowiadał się bez szacunku o osobie papieża, zaś porównania, które znalazły się w piśmie polemicznym z 1519 wymierzonym przeciw Prierasowi określająca papieża mianem Daniela w Babilonie wynikały z chęci obrony niewinnego papieża przed zhańbieniem przez jego teologa. Tak Wittenberczyk ocenił argumentację Prierasa uznającą papieża za centralny i najwyższy autorytet w Kościele. Powtórzył także, że jego ataki nie były w żaden sposób wymierzone w osoby, ale zawsze miały na celu bezbożne doktryny. Wskazywał też na przykłady z języka samego Chrystusa i apostoła Pawła, którzy ostro atakowali krzewicieli bezbożnego nauczania.

Kontynuując swoje wywody Luter przeszedł do oceny stanu kurii rzymskiej. Uznał ją za bardziej zepsutą niż Babilon i Sodoma. Wittenberczyk przyznawał, że sam należy do tych, którzy opierali się jej działaniom. Jego sytuacja była podobna do sytuacji wielu innych chrześcijan, którzy przez kurialistów byli wydrwiwani w imieniu papieskim. Opór swój postrzegał jako służbę ostrzegania innych chrześcijan, których kuria chciała zniszczyć. Kurię Luter widział jako źródło wszelkiego zła, niegodziwości i złego przykładu. Była ona tak okropna, że nawet jeśliby na świecie zjawił się sam antychryst, to nic nie mógłby dodać do jej niegodziwości.

Ten fragment ostrej krytyki kurii Wittenberczyk starał się zrównoważyć zwróceniem się do papieża jako do owcy między wilkami, czy Daniela wśród lwów. Zastosował już znany choćby z „95 tez” schemat: „źli (w tezach) biskupi, (w liście) kardynałowie i kurialiści – dobry papież”. Rozwinął go tutaj wyrażając współczucie dla trudnej sytuacji dobrego papieża w nikczemnych czasach, w których do cna zepsuta kuria rzymska nie poddaje się jego działaniom, które miałyby poprawić sytuację. Luter stwierdził wręcz, że kuria nie zasługuje na tak dobrego papieża jak Leon, a jego miejsce powinien zająć sam szatan, by w sposób otwarty pokazać swoje rządy, które w kurii faktycznie sprawował niwelując działania papieskie. Wittenberczyk przestrzegał dalej papieża przez kurialnymi pochlebcami, którzy chcą niszczyć ludzi i dusze, a także zwalczać wiarę i Bożą prawdę w całym Kościele. Swoje pouczenia dla papieża postrzegał przy tym jako analogię do działań wielkiego autorytetu średniowiecza – Bernarda z Clarivaux, dając tym samym dowód na szacunek jakim darzył tego cysterskiego mistyka. Za przykład wziął sobie wskazania dla papieża Eugeniusza III, które Bernard zawarł w swoim dziele De consideratione.

Całą swoją ostrą krytykę kurii, w której zestawiał ją z bezbożnymi Turkami i uznawał za gorszą od nich, gdyż zamiast być bramą niebios stała się otwartą paszczą piekła, Luter przedstawił jako uzasadnienie swojej ostrej obrony własnego stanowiska wobec różnych przedstawicieli Rzymu. Wskazywał przy tym, że jego intencją nie były nigdy ani atak na papieża, czy nawet na kurię, ani też budzenie kontrowersji względem nich. Jednak kiedy reakcje jakie nadeszły z Rzymu przekonały go, że nie ma nadziei, żeby kurię zreformować uznał, iż musi się od niej odciąć. Prawo do takiego postępowania uzasadnił odwołując się do starotestamentowych zapisów o liście rozwodowym (5 Mż 24,1) oraz wskazań z Objawienia św. Jana by niegodziwych pozostawić w ich niegodziwości (por. Obj 22,11). Podjąwszy tę decyzję oddał się studiowaniu Pisma Świętego ku pożytkowi braci wokół siebie.

Za ponowny wybuch kontrowersji między nim a Rzymem Luter uznał winnym Joahnnesa Ecka. Teolog z Ingolstad rozpoczął spór z Karlstadtem, który doprowadził do dysputy lipskiej, w której także Luter wziął udział. Eck jawił się w liście Lutra jako wróg Chrystusa, a także osoba wypełniona przez szatana niezaspokajalnym pragnieniem chwały, które pchnęło go do wyzwania Lutra na debatę. Wittenberczyk przyznawał przy tym, że w trakcie dysputy lipskiej „wymsknęło” mu się nieostrożne słowo dotyczące prymatu papieskiego. W ten sposób skomentował fakt, że w Lipsku podważył prymat papieski odwołując się zarówno do argumentów teologicznych (opartych o interpretację roli Piotra w Mt 16,18 jako reprezentanta apostołów, i Jezusowych słów o skale, na której zostanie zbudowany Kościół, jako odnoszących się wyznania wiary Piotra a nie do jego osoby), jak i historycznych (podważenie historyczności zwierzchnictwa papiestwa nad całym Kościołem w pierwszych 1100 latach chrześcijaństwa w oparciu o tekst Pisma Świętego i kanony soboru w Nicei z 325 r.). Swoje wypowiedzi Luter ukazywał jako sprowokowane przez Ecka, który wiedziony pragnieniem łatwego zwycięstwa w dyspucie chciał dowieść swojego pierwszeństwa pośród teologów. Eck jednak w ocenie Wittenberczyka debatę przegrał i to stało się dla niego motywacją, by wykorzystać jego nieostrożność i skompromitować go jako tego, który stara się zaatakować i obrazić Rzym.

Jako prawdziwego wroga papieża Luter w swoim liście wskazywał także kardynała Kajetana, przed którym stawił się w Augsburgu w 1518 r. Stanął przed nim z szacunku dla papieskiego imienia. Kajetan jednak nie dążył do pokoju. Odrzucił ofertę, że Luter zamilknie, jeśli uczynią to także jego przeciwnicy. Zamiast tego wybrał żądanie od Wittenberczyka bezwarunkowego odwołania jego tez. Winnym późniejszych wystąpień Lutra jest zatem Kajetan, który nie zgodził się na to, by Wittenberczyk na swoich warunkach milczał.

Kolejnym, na spotkania z którym Luter się powoływał, był Karl von Miltitz. Przypominał, że po niepowodzeniu spotkania z Kajetanem, uzgodnił z Miltitzem gotowość do zachowania milczenia w sprawie kontrowersji odpustowej pod warunkiem, że jego oponenci także zamilkną. Za zerwanie tych uzgodnień odpowiedzialny był Eck, który doprowadził do dysputy lipskiej, a w jej trakcie sprowokował spór o prymat papieża. Działalność Ecka, oparta na brudnych sztuczkach i szukaniu własnej chwały a nie prawdy, doprowadziła tylko do pogorszenia sporu. Dysputę lipską winił Luter także za brak realizacji podjętych już po niej z Miltitzem ustaleń o arbitrażu biskupów Trewiru i Naumburga. To Eck zatem był największym wrogiem papieża i kurii. To jego działania pokazywały światu nadużycia rzymskiej kurii i to dlatego, że z pychy działał poza nadanym mu mandatem. Tym samym to jego działania uderzały w papieża, a raczej przede wszystkim w jego kurię. To prowadziło Lutra do stwierdzenia, że nie ma gorszych wrogów niż pochlebcy, przed czym przestrzegał papieża. Eck zaś miał być świadom swojej winy, bo z furią atakował książki Wittenberczyka. Próbował go też przerazić majestatem papieskim, co niestety nie wywarło  pożądanego skutku. Luter nie wystraszył się i nie zamilkł, a Eck uznając swoje niepowodzenie porzucił swoją gwałtowność w publicznym atakowaniu go.

Widząc do wszystko Miltitz podjął starania o wpłynięcie na Lutra za pośrednictwem jego zakonnych przełożonych. Faktycznie spotkał się on pod koniec sierpnia 1520 r. w Eisleben z Johannesem Staupitzem, który już wtedy ustąpił z funkcji generalnego wikariusza augustianów i z jego następcą – przyjacielem Lutra – Wenzlausem Linckiem. Razem przekonali oni Lutra do tego, by przygotował pojednawczy list do papieża, w którym dowiódłby swojej niewinności, a także zadeklarował, że gotów jest poświęcić studiom, bez budzenia dalszego zainteresowania i kontrowersji. Luter zadeklarował, że przyjął te rady i ma nadzieję, że uda się zarysowany w nich plan wprowadzić w życie. Krokiem w tę stronę był właśnie list skierowany do Leona X. Wittenberczyk obiecywał, że będzie się modlił, by było to możliwe i by papież uciszył swoich pochlebców, którzy tylko wzmagają kontrowersję. Postawił też dwa warunki dla usunięcia się ze sceny publicznej. Po pierwsze, jego przeciwnicy przestaną dążyć do zaognienia sprawy. Po drugie, nie przyjmie żadnych narzuconych reguł interpretacji Pisma Świętego, gdyż zawarte w nim Słowo Boże, które naucza wolności we wszystkich innych kwestiach, nie może zostać związane takimi rozstrzygnięciami. Jeśli te dwie rzeczy zostaną spełnione, Luter obiecał, że nie będzie wchodził w spory, czy prowokował innych. Oczywiście oczekiwał także, że również inni powstrzymają się od zaczepek, do odpowiedzi na które pozostawił sobie prawo w obronie prawdy Chrystusowej. Zwrócił się też wprost do papieża z żądaniem, by uciszył on oba stronnictwa dla zażegnania sporu.

Idąc dalej Wittenberczyk wskazał, że nie ugnie się przed argumentacją tych, którzy wymagają od niego, by podporządkował się papieżowi jakby był nie człowiekiem a półbogiem. Przypominał tradycyjny tytuł papieski „sługa sług” i wzywał papieża, by go realizował troszcząc się o tych, którzy tego potrzebują, a nie słuchał tych, którzy go przekonują, że jest władcą świata, czy też uzależniają bycie chrześcijaninem od posłuszeństwa jemu, bądź głoszą, że ma on władzę na piekłem, czyśćcem i niebem. Błędnym było także wynoszenie papieża ponad sobór i cały Kościół powszechny oraz przyznawanie papieżowi wyłączności w interpretacji Pisma Świętego. Ta polemika była wymierzona nie tylko w poglądy Ecka, ale także Prierasa. To ich Luter oskarżył, że pod papieską ochroną i z jego wsparciem chcieli kontynuować swoje nikczemne postępki w Kościele, stając się narzędziami działania szatana. Podsumowując Luter zalecał, by papież nie wierzył tym którzy go wychwalają, ale tym, którzy chcą go upokorzyć. Odwołał się tutaj do fragmentu z Łukaszowego hymnu Magnificat: „Strącił władców z tronów, a wywyższył poniżonych” (Łk 1,52), a także do odmienności Chrystusa od Jego następców. Pochlebcy pragnęli, by papież o tych wzorcach zapomniał i jednocześnie podkreślali, że papież jest wikariuszem Chrystusa. Luter wyraził obawę, że papież dosłownie stanie się wikariuszem, a więc zastępcą, który urzęduje pod nieobecność swojego przełożonego. Jeśli papież urzęduje jako wikariusz, a Chrystus jest nieobecny w jego sercu, to wtedy faktycznie papież pozostaje tak zastępcą pod nieobecność Pana. W takiej sytuacji Kościół pod jego przewodnictwem staje się grupą ludzi bez Chrystusa i trudno samego papieża określić w tej sytuacji inaczej niż jako antychrysta i bałwana. Dlatego apostołowie nie nazywali się wikariuszami nieobecnego Chrystusa, ale sługami obecnego Pana.

Kończąc swoje wywody Luter wrócił do wzoru Bernarda piszącego do papieża Eugeniusza, by jeszcze raz usprawiedliwić, że śmiał w tym liście pouczać papieża. Jego intencją nie było bycie nauczycielem papieża, ale lojalna troska o sprawy bliźnich. W takiej sytuacji zasadą powinno być nie godność czy niegodność tego, który chce pomóc, ale nadrzędna troska o dobro jakie można drugiej osobie zapewnić. Papież zaś takiej pomocy potrzebował, gdyż był osamotniony w swoich wysiłkach i trudzie służby Kościołowi. Luter nie chciał tym samym wpisywać się w rząd pochlebców, ale przedstawiał siebie jako tego, który chce realnie pomóc.

Ostatnim wątkiem listu stało się pismo, do którego list był dedykacją, a więc „O wolności chrześcijanina”. Luter przesłał je papieżowi jako znak pokoju i nadziei oraz jako przykład studiów, którym mógłby się poświęcić, gdyby niegodziwi pochlebcy papieża nie stawali mu na przeszkodzie. Wskazał także, że samo pismo jest być może niewielkie, ale zawiera w sobie skrót całego życia chrześcijańskiego, dając szanse uchwycenia jego znaczenia. Wittenberczyk dodawał, że jako biedak nie może nic innego zaoferować, ale też papież nie potrzebuje niczego jak tylko duchowego wzbogacenia.

List dedykacyjny dla burmistrza Zwickau.

Drugi z listów jest o wiele krótszy. To tradycyjny, niewielki list dedykacyjny kierowany do Hermanna Mühlphordta (którego Luter w tekście błędnie nazywa Hieronimem) jako do przyjaciela i patrona. Był on pomyślany jako zadatek bliższej znajomości, którą Luter chciał zawrzeć z burmistrzem z Zwickau ze względu na świadectwo miejscowego kaznodziei Johanna Engrana, który miał zaświadczyć o postawie burmistrza, którą cechowało umiłowaniu Pisma Świętego. Wittenberczyk wysławiał go za to, wskazując, że o niewielu innych sprawujących takie urzędy da się powiedzieć to samo. Luter kończył wzmianką, że tekst, do którego list jest wstępem, ukazał się już po łacinie. Wyrażał przy tym nadzieję, że łacińska publikacja traktatu spowoduje, że jego pisma i nauczanie odnośnie do papiestwa nie będą uznawane za nie do przyjęcia.

Podsumowanie

Lektura pierwszego z listów nasuwa skojarzenia z tym, co we współczesnych publicznych dyskusjach nazywane jest non-apology, a więc (nieraz wymuszonymi) przeprosinami napisanymi w taki sposób, że widać w nich, iż osoba je składająca nie ma zamiaru rzeczywiście przeprosić za swoje zachowanie. Podobnie zachował się Luter, który pisał do papieża w tonie pouczenia, a list wykorzystał, by usprawiedliwić swoje dotychczasowe działania, także te mające elementy otwartej polemiki z Rzymem i papieżem. Winę za rozwój kontrowersji zrzucił w tekście na różnych wysłanników papieża, z których jedynie Miltitz jawi się w pozytywnym świetle osoby, która dążyła do jej realnego zakończenia. Pozostali zaś – szczególnie Eck, ale także Prieras i Kajetan – nie tylko niesprawiedliwie atakowali Lutra, nieraz szukając własnej chwały, ale też źle służyli papieżowi doprowadzając do wyjawienia niegodziwości rzymskiej kurii.

Widać z tego listu, że Miltitz przeliczył się w swojej dyplomatycznej grze. Starał się na Lutrze wymusić list, który miał być uniżonym szukaniem pojednania z papieżem. Otrzymał w zamian kompletnie niedyplomatyczny tekst, który jeśliby dotarł do adresata (na co nie mamy dowodów) spowodowałby tylko jego wściekłość. Nie pomogło tutaj nawet to, że skłonił Lutra do tego, by antydatował tekst na 6 września, choć ostatnie spotkanie z nim w tej sprawie odbył 12 października 1520 roku. Miało to na celu usunąć podejrzenia, że list jest zagrywką spowodowaną ogłoszeniem bulli Exsurge domine w Niemczech.

Luter pokazał w swoim tekście, że z pewnością nie jest dyplomatą. Wyziera z jego argumentacji także brak wiary w to, że możliwe jest pojednanie z papieżem. Zresztą takie stanowisko Wittenberczyka nie dziwi. Wystarczy sięgnąć do dwóch pozostałych pism programowych z roku 1520, które oba powstały przed listem – „Do chrześcijańskiej szlachty…” opublikowano 18 sierpnia, a „O niewoli babilońskiej…” 6 października, a więc także przed ostatnim spotkaniem z Miltitzem. W pierwszym z tych tekstów Luter rozwinął teologiczną argumentację, która pozwoliła mu wzywać władze świeckie do wzięcia odpowiedzialności za reformę Kościoła, której papież w pełni się sprzeniewierzył. Zaś w drugim papież i jego słudzy zostali przedstawieni jako ci, którzy przez swoje nadużycia w rozumieniu sakramentów, w tym szczególnie Wieczerzy Pańskiej, trzymają Kościół w potrójnej niewoli babilońskiej.

Widać zatem, że na tym etapie Wittenberczyk był już świadom, że kontrowersja, którą rozpoczęło „95 tez” nie jest tylko wycinkowym sporem o praktykę pokutną, ale jest zasadniczym sporem o kształt Kościoła, w którym na pierwszy plan wysunęły się kwestie autorytetu w Kościele, a najgłębszy podział wynika z odmiennych wizji eklezjologicznych – Kościoła odwołującego się do autorytetu papieskiego z jednej, oraz Kościoła starającego się pozostać wiernym autorytetowi Słowa Bożego z drugiej strony. Ta różnica może tłumaczyć aroganckie z perspektywy Rzymu wypowiedzi Lutra w liście. Zwracał się on bowiem do papieża nie jako do tego, kto stoi na szczycie instytucjonalnej hierarchii, któremu wszyscy, w tym sam Wittenberczyk, powinni się bez szemrania podporządkować, ale do równego sobie partnera w odpowiedzialności za Kościół, chrześcijańską służbą wobec którego nie jest przyłączenie się do chóru pochlebców, ale mówienie nawet niewygodnej prawdy prosto w oczy.

Druga z przedmów jest nie tylko znacząco krótsza, ale też zupełnie inna w wydźwięku. Jest tradycyjną pochwałą adresata, który należał do zwolenników nauki reformacyjnej. Te dwa zasadniczo różne tekst zgadzają się jednak w jednej podstawowej kwestii, a mianowicie ocenie znaczenia traktatu „O wolności chrześcijanina”. W obu pojawia się po pierwsze objaśnienie jego niepolemiczności chęcią pozytywnego ukazania nauczania luterskiego i odsunięcie z jego autora odium „osobistego wroga papieża”. Po drugie zaś, i ważniejsze, w obu listach dedykacyjnych – w skierowanym do papieża wprost, w tym skierowanym do burmistrza Zwickau bardziej jako kontekst spisanego tekstu – widać, że Luter postrzegał traktat „O wolności chrześcijanina” jako pismo, które zawiera skrót życia chrześcijańskiego i ma być duszpasterską pomocą dla chrześcijan w uchwyceniu znaczenia ich chrześcijańskiej egzystencji.