Bronisław Trentowski | Bartosz Ciemniak

Wstęp

Dlaczego Bronisław Trentowski, mógłby ktoś spytać? – Gdy człowiek dorasta, w pewnym momencie uświadamia sobie, jak bardzo podobny jest do rodziców, a jeżeli nie do nich – to cechy własne dostrzegać zaczyna u jeszcze starszego pokolenia – swoich dziadków. Podobnie jest z kulturą. Kim jestem, jaki jestem? – by to zrozumieć, nie wystarczy znać swą rodzinę, trzeba ponadto sięgnąć wzrokiem wstecz na epoki, które poprzedzały naszą teraźniejszość – na historię. – I tu pojawia się Trentowski, jako jeden z duchowych ojców mesjanizmu polskiego który, do tego nie muszę chyba nikogo przekonywać, jest wciąż żywy w polskiej rzeczywistości politycznej.

Poniżej skupiłem się na „teoretycznej podbudowie” światopoglądu Trentowskiego. Czytelnika zainteresowanego tym, jak to, co poniżej, ma się dokładnie do polityki, jako organizowania życia społecznego, odsyłam do artykułu „Stosunek filozofii do cybernetyki” – w niniejszym artykule skupiłem się głównie na rozprawie „Stosunek filozofii do teologii”. Być może błędnie ustaliłem hierarchię ważności tematów – nie wykluczam tego – w końcu czyż nie jest tak, że to byt określa świadomość w stopniu dużo większym niż świadomość określa byt…?

Biografię Trentowskiego sobie odpuściłem, kto zainteresowany – niech doczyta. Nie jest ona zresztą niezbędna, by zrozumieć myśl prezentowanego tu autora.

Ostatnia uwaga: język niniejszego artykułu balansuje między językiem „akademickim” a eseistycznym – celowo. Mam nadzieję, że Czytelnika ta synkretyczna stylistyka nie będzie zbytnio razić.

Teologia

Światopogląd Bronisława Trentowskiego, w najogólniejszych rysach, streszcza następujący cytat:

„(…) Bóg stworzył świat przez niesłychaną swą dobroć i z wolnej woli, iż mógłby go nie stworzyć, gdyby nie chciał, iż jest wszechmocą i źródłem wszelkiej mądrości; uznaje dalej, że Bóg jest jeden, jedyny, różniący się od wszelkiego stworzenia, że jest osobisty i ma własne przeświadczenie, że jest wszędzie, tak w niebie, jak i na ziemi, wie wszystko, kieruje losami świata i opiekuje się najdrobniejszym robaczkiem, że oko opatrzności jego widzi każde żywiątko i o żadnym z nich nie zapomni, że o człowieku szczególniejsze ma staranie. Wszystkie te przymioty Boga są naturalną przyrodą (attributum) najdoskonalszej, bezwzględnej i wszechobecnej jaźni. Religia uznaje wreszcie, że człowiek ma wolną wolę, jednakże potrzebuje do dobrych swych uczynków łaski bożej i pomocy niebios, że jest istotą nieśmiertelną, a w przyszłym życiu czeka nań, wedle zasługi, nagroda i kara”[1].

Wszystko to brzmi bardzo ortodoksyjnie katolicko. I rzeczywiście – zbyt wiele „herezji” u Trentowskiego nie znajdziemy. Mamy u niego Boga z prawdziwego zdarzenia: jednego, osobowego, wszechmocnego, ingerującego w życie człowieka, aktywnie współtworzącego dzieje powszechne.

Rysy te są charakterystyczne dla filozofii polskiej połowy dziewiętnastego wieku. Potężną  inspiracją dla owej filozofii stanowiła klasyczna filozofia niemiecka, głównie w osobach trzech wielkich gigantów: Kanta, Fichtego i Hegla. Trentowski ceni ich wyjątkowo, gdyż dzięki ich myślowej spekulacji możliwe jest pogodzenie czysto racjonalnej filozofii z treścią wiary chrześcijańskiej. Jak to było możliwe, o ile było – o tym później, teraz należy jedynie dodać, że filozofia polska tamtego okresu nie była samodzielna. Właściwie, do dopisywała jedynie glosy do idealizmu niemieckiego. Jedynym wkładem własnym (choć trudno to nazwać wkładem „filozoficznym”) było religijne zorientowanie myśli. Jeżeli u Hegla, duch ludzki, to co posiada najwznioślejszego, przejawiał w sztuce, religii i filozofii, z czego religia stała na miejscu drugim, a filozofia na pierwszym, to u Trentowskiego religia wysunięta jest na miejsce pierwsze. Jej treścią jest to, o czym czytamy w powyższym cytacie. Czym jednak jest religia dla Trentowskiego i skąd pochodzi?

Trentowski nie pojmuje religii jako określonego wyznania, nauczania czy instytucji kościelnej. Dla niego religia jest pewną treścią, która wyryta jest w jaźni każdego człowieka. Człowiek, oprócz natury biologicznej, wyposażony jest w rozum, który odróżnia go od zwierząt. Za pomocą rozumu określamy to, co dla nas pożyteczne, stawiamy cele i obmyślamy drogi ich realizacji. Rozum jest władzą praktyczną. Oprócz niego, człowiek wyposażony jest jeszcze w umysł. Za jego pomocą człowiek odsłania prawdę o świecie. „Jak rozum (…) jest praktykiem i empirykiem; tak umysł (…) jest teoretykiem i metafizykiem”[2].

Kant, Fichte i Hegel na tym poprzestali, i dlatego, zdaniem Trentowskiego zbłądzili. Przyjmując bowiem tylko to dychotomiczne rozróżnienie, musi się dojść do wniosku, że to człowiek tworzy sobie pojęcie Boga, a więc w konsekwencji i Niego samego. Bóg byłby wtedy czymś mniejszym od człowieka, a właściwie to człowiek musiałby stać się Bogiem. I tak też zrobił Fichte, utożsamiając swoje „Ja absolutne” z Bogiem, mniejsza o to, czy było to jego właściwym zamiarem. Trzeba bowiem pamiętać, że wtedy, w osiemnastym i dziewiętnastym wieku, nie można było na uniwersytecie głosić nauki sprzecznej z nauczaniem chrześcijańskim. Taki Fichte, mający już wcześniej problemy związane z zarzutem ateizmu, żeby nauczać swojej filozofii, musiał oddawać za pomocą pojęć religijnych. Podobnie Hegel, podobnie i inni. Mniejsza nawet o to. Dla władzy Pruskiej klasycy filozofii niemieckiej wydali się wystarczająco ortodoksyjni, by nie zdjąć ich ze stanowisk akademickich, ale dla Trentowskiego, mimo wszystko, głosili nauki, któremu zwykła pobożność się sprzeciwiała. Jednak, nie chcąc po prostu zaprzeczyć współczesnym Trentowskiemu nurtom filozoficznym, musiał je tak zmodyfikować, by lepiej godziły się z wiarą chrześcijańską. Taką modyfikacją, która decyduje zarazem o stricte religijnym wymiarze myśli Trentowskiego było pojęcie „mysłu”.

„Mysł” jest neologizmem utworzonym z połączenia dwóch słów: „umysłu” i „zmysłu”. Jak zmysł ogląda rzeczy cielesne, a umysł duchowe, tak mysł ogląda „byt zasadniczy”[3], czyli Boga. Dlatego mysł jest tym, co w najwyższym stopniu różni człowieka od zwierząt. Oprócz mysłu Trentowski wprowadza jeszcze pojęcie jaźni, która jest „tchnieniem bożym w piersiach żyjącym”[4]. Dwie strony dalej utożsamia jednak mysł z jaźnią. Bliżej pojęcia jaźni jednak nie określa; stwierdza, że jaźnią jest również Bóg; jaźń (więc i mysł) jest tym w człowieku, dzięki czemu słyszy się głos Boga, i dzięki czemu uświadamia się treść religii. „Mysłem wkraczamy w kraje filozofii i teologii”[5].

Widać stąd, że o ile Trentowski uważa, że między teologią a filozofią nie ma zasadniczej sprzeczności, to trzeba pamiętać, o jaką teologię i jaką filozofię tu chodzi. Łatwo tu bowiem o błąd. Z jednej strony mogłoby się wydawać, że Trentowski uznaje autonomię rozumu; tak autonomiczny rozum, rozumując o własnych siłach, dochodzi do tych samych wyników, co teolog interpretujący objawienie zawarte w Piśmie Świętym. Mówiąc o tym, odwołuje się nawet do starej metafory mówiącej, jak to filozof czyta z „księgi natury”; teolog zaś czyta z Biblii; przy czym oboje nie przeczą sobie.

Trentowski ponadto sporo mówi o katolicyzmie i wierze katolickiej, dlatego tomistyczna interpretacja, uznająca rozum i wiarę, jako dwa skrzydła, na których duch ludzki wznosi się do oglądania prawd wiecznych, wydaje się trafna. A jednak! Filozof, który nie zaprzecza teologowi, filozofuje nie rozumem, nie nawet umysłem, lecz mysłem; ten zaś jest czymś nadprzyrodzonym w człowieku. Występuje u każdego człowieka, przeto treść prawdziwej religii, dana jest każdemu.

Stawia to całą koncepcję w dwuznacznej sytuacji: bo skoro nie każdy do tej treści religii dochodzi, to musi się dać wskazać racja, dlaczego tak się dzieje. Opatrzność? Predestynacja? – Tego Trentowski dokładnie nie wyjaśnia, i w tym leży słabość jego koncepcji. Prawdziwa filozofia i teologia wydobywa tę, wpisaną w duszę ludzką, treść religii. Jak jednak, czysto racjonalnymi środkami odróżnić, która filozofia jest prawdziwa? Brak odpowiedzi; polski filozof przyjmuje tu czysto zewnętrzne kryterium, widać to w sposobie, w jaki potraktował idealizm niemiecki: skoro ten dochodzi do wniosków przeczących mojej religijności, to jest fałszywy. W sumie – to dość proste: przyjąć treść wiary, którą uznaje się samemu za kryterium prawdy.

Jeżeli wrócić teraz do klasycznego rozumienia terminów „filozofia” i „teologia”, to trzeba powiedzieć, że Trentowski jest tu rasowym teologiem, nie zaś filozofem. Nie jest to oczywiście wielki zarzut, że się jest teologiem zamiast filozofem; zarzutem jest już natomiast to, że się miesza pojęcia, a Trentowski to czyni. Spójrzmy zresztą na jego antropologię: zmysł, rozum, umysł, mysł i jeszcze do tego jaźń! Po co tyle tego? Tak naprawdę hipostazuje się tu stary, bo przecież do wyczytania już u św. Pawła trójdzielny schemat: ciało, dusza i duch. „Duszą” jest u Trentowskiego zmysł, rozum i umysł, a pawłowy „duch” jaźnią. Podobnie z opozycją rozsądku i rozumu z klasycznej filozofii niemieckiej: „rozsądkowi” u Trentowskiego odpowiada rozum i umysł, a „rozumowi” mysł; z tym, że ten ostatni jest nadprzyrodzonego pochodzenia. Autonomiczne filozofowanie? – Z jednej strony Trentowski uważa, że filozofię powinno się zostawić samej sobie, a teologię samej sobie; zarazem jednak wierzy, że te w swojej „istocie” i zasadniczej treści, do której dochodzą, nie będą sobie przeczyć. Jeżeli jakaś filozofia przeczy teologii chrześcijańskiej, to jest „libertyństwem”, filozofią, w gruncie rzeczy, skrajną i wykolejoną, nieprawdziwą. To co jest tu kryterium, objawienie czy rozum, naturalistycznie pojęty? – U Trentowskiego, jednak – objawienie.

Historiozofia

Celem Boga jest zbawienie wszystkich ludzki, poprzez ukazanie im prawdy. Ponieważ jednak świat jest wielki a kultury różne, więc Bóg posyła różnych „wysłanników”, których celem jest wydobycie przyrodzonej każdemu człowiekowi treści religii. Najwyższym wysłannikiem jest oczywiście Jezus Chrystus, Syn Boży. Jednak każda ziemska religii jest objawieniem religii jako takiej, a każda poszczególna wiara – jest wyrazem wiary jako takiej. W późniejszych pismach Trentowski uważał, że bogowie słowiańscy są objawieniem tego samego Boga, którego czczą chrześcijanie[6]. Podobnie z religiami Mezopotamii oraz religiami Buddy i Mahometa.

Jednak nie jest tak dobrze, bo „wróg nie śpi” – rozniecony w sercach ludzkich zmysł religijny pada ofiarą niecnych manipulacji kast kapłańskich, którzy wykorzystując naturalną potrzebę religijną człowieka oraz pisma święte – wykorzystują je do własnych celów. Tak oto wkraczamy w czasy pogańskie, a wypaczenie religii, które w nich występuje, nosi nazwę „hierologii”.

Na marginesie warto zwrócić uwagę, że poznawanie prawd boskich przypomina u Trentowskiego platońskie „przypominanie” sobie prawd, które już tkwią w człowieku. Można się też w jego historiozofii doszukać czegoś na kształt mitycznego „złotego wieku” u początku istnienia ludzkości (raju?), kiedy działali owi boży wysłannicy, a kiedy jeszcze nie posłużono się ich naukami instrumentalnie. Trentowski tej koncepcji nie rozwija; rozważanie jej byłoby o tyle ciekawe, że każda kultura miałaby swój własny „złoty wiek”, zamiast jednego, uniwersalnego. Widać stąd również ducha wzajemnej tolerancji i „ekumenizmu” przenikającego myśl Trentowskiego – objawienie dane jest każdemu z narodów, każdemu według jego zdolności przyjęcia i zrozumienia go. Historia filozofii i teologii byłyby zatem (po heglowsku) wydobywaniem tej samej w sobie treści religijnej tkwiącej w człowieku na światło dziennie, uświadamianiem sobie bożej woli i prawdy oraz dziejowej roli zarówno teologii jak i filozofii. Rolą obu jest przyprowadzenie ludzi do Boga i umożliwienie zrozumienia Jego „Słowa”.

Ale wróćmy do historiozofii. Okres hierologii jest zapoznaniem prawdziwej treści religii. Przeciw niej rodzi się sprzeciw, którym jest libertyństwo. Trentowski utożsamia z nim wszystkie ruchy „oświeceniowe”, krytyczne względem religii. Sprzeciwiające się zarówno nauczaniu jak i instytucji. Wyróżnia tu cztery reakcje hierologii: pierwsza w okresie Grecji klasycznej – sofiści; druga w Rzymie na przełomie starej i nowej ery[7]; trzecia na przełomie średniowiecza i renesansu – humanizm; czwarta, kulminująca w wielkiej rewolucji francuskiej – oświecenie. Można by jeszcze wskazać piątą – tę z czasów działalności Trentowskiego, którą zresztą sam wskazuje i którą omawia – działalność młodoheglistów w Niemczech, ogniskującej się wokół postaci Straussa, Bauera i Feuerbacha. W Polsce odpowiednikiem tego ostatniego miałby być Towiański[8]. Libertyństwo jest nieuniknionym skutkiem skrajności i fanatyzmu jakim jest hierologia. Obie fałszywe postaci religii  mają jednak istotną rolę dziejową: pierwsza, hierologia, ostrzega przed niszczycielskimi potencjami tkwiącymi we wnętrzu człowieka; druga, libertyństwo, nie pozwala prawdziwej religii stoczyć się w ciemnotę i zabobon. „Oczyszcza grunt” przed nastaniem prawdziwej filozofii i teologii.

Po każdej „reakcji” libertyńskiej zawsze jednak pojawia się postać („wysłannik nieba”) który godzi religię z krytycznymi wymaganiami rozumu. Po okresie sofistyki przyszedł Sokrates i Platon; po oświeceniu – Kant. Szkoda, że nie udaje się Trentowskiemu wskazać tak samo oczywistych przykładów po okresie „libertyństwa” rzymskiego i renesansowego, ich brak wskazuje na sporą arbitralność jego interpretacji historii. Wielki filozof zawsze godzi orędzie religijne z nauką filozoficzną, ideałem i najwyższym autorytetem jest dla Trentowskiego Hegel. Jednak, myślę, za właściwego „wysłańca niebios” uważał się Trentowski sam, skoro to dopiero on, w wizji par excellence teologicznej, nie zaś tylko filozoficznej, dokonał uzgodnienia jednego z drugim.

W tym miejscu widać jeszcze jedno podobieństwo wizji Trentowskiego – tym razem z historiozofią teologa dość odległego, bo Justyna Męczennika. Justyn uważał, że całe dzieje są historią walki ludzi, obdarzonych „logosami zarodkowymi” (logoi spermatikoi) z ludźmi opętanymi przez demony. Logos to boża mądrość, odpowiednik religii u Trentowskiego. Ludzie opętani przez demony to libertyństwo, a ludzie dysponujący ziarnami Logosu to ci wysłannicy, krzewiący prawdziwą religię. Myśl Trentowskiego wpisywała by się zatem w długą tradycję chrześcijańskiej historiozofii, pojmującej dzieje jako historię zbawienia oraz jako arenę walki dobra ze złem.

Po wkroczeniu na ring „prawdziwej filozofii”, pojawić się może „prawdziwa teologia”, która może śmiało głosić to, co od początku tkwiło w człowieku, lecz przez okoliczności zewnętrzne – działalność hierologii i libertyństwa – pozostawało zmącone. Historia ludzkości okazała się być de facto, w swojej istocie, historią religii.

Podsumowanie

Przystępując do ogólnej oceny myśli Trentowskiego, trzeba powiedzieć tak:

Antropologia jest wyrazem typowego, religijnego poglądu, wedle którego człowiek posiada w sobie jakąś nadprzyrodzoną cząstkę, która umożliwia mu porozumiewanie się z bóstwem (pogląd zresztą typowo platoński, dualistyczny).

Teologia jest ortodoksyjnie chrześcijańska, katolicka, nie ma tu żadnych cudów. Opiera się na alegorycznej interpretacji Pisma, kluczem jest interpretacja „prawicowa” (teistyczna) filozofii heglowskiej. Mimo więc deklarowanej inności filozofii polskiej, jest ona jednak wariacją, niezbyt zresztą oryginalną, na temat heglowski obcięty do poziomu religii, wyłączający czysto filozoficzny punkt widzenia. Filozofia jest właściwie teologią, wbrew deklaracjom – nie posiada autonomii.

Z historii wiemy, że to jednak „lewicowa” interpretacja filozofii Hegla zaskarbiło sobie większe grono zwolenników, i to ona „popchnęła” myśl Hegla dalej. Trentowski cofa się na pozycje konserwatywne, które nie pozwalają mu właściwie uchwycić istotę religii na gruncie systemu Hegla. Stanowisko Trentowskiego jest typowym stanowiskiem religijnym, a jego sposób myślenia może być śmiało nazwany „uhistorycznioną świadomością nieszczęśliwą”. Jak dokładnie ma się Trentowski do Hegla – w to nie będziemy tu wchodzić, byłoby to nazbyt obszerne rozważanie.

Jeszcze historiozofia. Wygląda w sumie dość płasko. Tak naprawdę opiera się na prostym, trójdzielnym schemacie: (1) czas, w którym „posłańcy głoszą prawdziwą religię”; (2) okres hierologicznego spaczenia i (2′) libertyńskiej reakcji; (3) powrót do prawdziwej religii, działalność nowego wysłańca, reformatora religii bądź filozofa. I tak to idzie przez dzieje – historia jest tym samym w pewnej równowadze dynamicznej między hierologią a libertyństwem; na osi czasu można to zobrazować jako sinusoidę „gasnącą”, wedle której, idąc w przyszłość, amplituda między skrajnościami maleje, dzieje dążą do syntezy między filozofią a religią. Ale czy jest tak w istocie?

Uwaga o retoryce Trentowskiego

Warto zwrócić uwagę na profetyczny wymiar filozofii Trentowskiego. Autor „Stosunku filozofii do teologii” wyznaje pewien światopogląd, i dokłada wszelkich starań, by go upowszechniać. Działalność ta jest jednocześnie działalnością polityczną: bo bez dobrej teologii i filozofii, zdaniem Trentowskiego, nie ma dobrej polityki. Zerknijmy na żywy i obrazowy, lecz czasem przesadny, ale na pewno przemawiający do serc ówczesnych ludzi, styl literacki polskiego filozofa. Oto próbka z samego początku rozprawy:

„Już zarumieniły się wschodnie obłoki rozkoszną jutrzenką na widnokręgu polskiego ducha i słońce filozofii narodowej wygląda poważnie z cieniów nocnych, przeistaczających się w te zaraniej dobie w morze purpurowego światła. Jeden jeszcze lat dziesiątek, a ujrzymy, jeśli niebo przychylne, słońce to nad naszymi głowami, wzbijające się śmiało i szybko ku wysokościom zenitu! Wielka to dla ojczyzny naszej epoka. (…) Duch panuje nad materią, światło nad ciemnościami, cywilizowana Europa nad barbarzyńską Azją. (…) Teraz staje przed nami nagle męska filozofia, jako urodzona z mózgu Jowisza dojrzała Minerwa, i odsłania nam naszą rzeczywistość. O, przytulmy ją do gorącej piersi! Szato, zmroczno zaczyna się robić na przed krótkim jeszcze czasem pogodnym i przejrzystym błękicie Europy”[9].

Prawda, że sugestywnie? Trentowski chce tym wszystkim powiedzieć, że „duch dziejów” kroczy wciąż przed siebie, i po filozofii niemieckiej przyszedł czas na filozofię polską. Profetyzm bije po oczach, lecz chcąc przyjrzeć się myśli, a nie słowom, nie można dać się mu zwieść. Liczne metafory, charakterystyczne dla nurtów romantycznych (wg Krzyżanowskiego), pokazują, gdzie pod względem poetyki wyrazu, należy umieścić Trentowskiego.


[1]B. Trentowski, Stosunek filozofii do cybernetyki oraz inne pisma, Wyd. HACHETTE 2012, s.220.

[2]Tamże, s.214.

[3]Tamże, s.216.

[4]Tamże, s.217.

[5]Tamże, s.216.

[6]Chodzi tu o pisaną w latach 1847-1848 pracę „Wiara słowiańska, czyli etyka piastująca wszechświat”.

[7]Tu Trentowski nie wymienia nazwy.

[8]B. Trentowski, Stosunek filozofii do cybernetyki oraz inne pisma, Wyd. HACHETTE 2012, s.305.

[9]Tamże, s.209.