Wspólnota narodowa – przyszłość religii? | Sebastian Madejski

Wstęp

Mimo, że religia chrześcijańska ma na swoim koncie bogatą tradycję prześladowań i ekskluzywizmu opartego na dbaniu o interesy wąskiej grupy ludzi, to jednak nie takie było pierwotne orędzie chrześcijańskie. Pierwotny globalizm i inkluzywizm został zastąpiony przez instytucjonalizację i partykularyzm obecny dzisiaj np. w polskiej polityce.

Politycy niejako „uprowadzają” słowa z kontekstu religijnego i tworzą coś na kształt wspólnoty, która jest ograniczona do jednego narodu i nie dba o kontekst europejski, a tym bardziej globalny. W tym sensie Kościoły mogą dać politykom lekcję wspólnotowości i przykłady pojednania pomimo różnic i grzechów przeszłości.

Mowa o sakramencie Wieczerzy Pańskiej ma na celu zmierzenie się z tym tematem od strony socjologicznej i politycznej. Jednak jestem świadom, że nie wyczerpuje tematu, który jest złożony i problematyczny. Zwróciłem uwagę na aspekt wspólnoty, tj. Komunii, ponieważ słowo to jest istotne w aktualnym dyskursie ekumenicznym i politycznym.

Ostrzegam. U teologa ten artykuł może pozostawiać niesmak albo nawet zgorszenie. Dla socjologa może okazać się zbyt powierzchowny. Natomiast przez polityka prawicy może zostać odebrany jako zbyt prowokacyjny. Moim celem jest dokonanie pewnej dekonstrukcji pojęcia wspólnoty, jakże ważnego dla ekumenizmu i Unii Europejskiej.

Słowa „uprowadzone”

Współcześnie słowa coraz szybciej zmieniają swoje znaczenie. Polega to nie na tym, że słowo przychodzi do człowieka i przynosi znaczenie, lecz to człowiek niejako podchodzi do słowa i nadaje mu znaczenie. Słowo ze swoim znaczeniem odnosi się do rzeczy. W tym trójkącie – rzecz, znaczenie, słowo – znajdował się człowiek, według tradycji biblijnej – Adam. Porządkował, nadawał rzeczom nazwym które były nośnikami znaczeń i ustanawiał słowa, które od tamtego momentu określały, co miały określać. My dzisiaj też jesteśmy Adamami mierzącymi się z rzeczami i słowami.

Załóżmy, że przychodzi człowiek i chce stworzyć jakieś słowo lub związek słów. Wybiera więc słowo, które kiedyś oznaczało coś bardzo ważnego, jednak straciło swoją wagę. Trochę jak Hermes, który ukradł Apollinowi konie i chciał ukraść Zeusowi piorun, ale się nim oparzył. Prawdopodobnie dlatego według antycznych autorów wyjaśnianie znaczenia jakiegoś słowa ma w sobie coś z dokonywania kradzieży[1]. W niniejszym rozważaniu chcę skupić się na słowie „wspólnota”.

Pozwolę sobie przyznać się czytelnikom „Kairosu”, że mam nieodparte wrażenie, że politycy coraz częściej posługują się słowami, które pochodzą z kontekstu religijnego. Biorą te słowa i przypisują im znaczenie inne niż chce tego religia. Zachowują się przy tym jak wspomniany złodziejaszek Hermes.

W kontekście Święta Reformacji i Święta Niepodległości politycy, a dokładnie jeden z nich – prezydent Polski, często przypomina o „współtworzeniu przez ewangelików naszej polskiej wspólnoty narodowej”[2]. Te podkreślane z patosem słowa – współtworzenie, wspólnota, naród uległy przedefiniowaniu. Już nie oznaczają tego, co kiedyś, tworzą nowe narracje i przypisuje się im nowe, inne znaczenie. Jak słowo pochodzenia religijnego zostało uprowadzone?

Polskie słowo „komunia” ma swoje źródło w łacińskim pojęciu communio, które oznacza „wspólnotę”, „zgromadzenie ludzi, których coś łączy”. Zatem Komunia to nic innego jak wspólnota.

Wspólnota dla prawicowych polityków oznacza określony naród. Naród daje poczucie wspólnoty. Naród, gdy jest silny, daje poczucie bezpieczeństwa i gwarancję obrony przed innym (wrogim) narodem. Ponieważ prezydent patrzy na ewangelików przez pryzmat ich przynależności do narodu polskiego, zalicza ich na ogół do „wspólnoty narodowej”. Jednak wspólnota – communio, ma bardzo silny rodowód religijny.[3]

W jednym z przemówień prezydent stwierdził, że Unia Europejska jest „wyimaginowaną wspólnotą”[4] Zdradził tym samym, że wartości europejskie nie mieszczą się w jego wąskim rozumieniu wspólnoty, wręcz nie mają dla niego znaczenia. Niezrozumiałym dla mnie jest to, że prezydent jednego z krajów, które otrzymują w ostatnich latach najwięcej dotacji z Unii Europejskiej, stwierdza, że w zasadzie wspólnota Unii Europejskiej nie ma żadnego znaczenia. Czy korzyści z nowopowstałych inwestycji również są „wyimaginowane”?

Najwyraźniej byłego eurodeputowanego Andrzeja Dudę interesuje tylko „wspólnota narodowa”. Ewangelicy mniej lub bardziej do niej pasują, ale na podstawie swojego pochodzenia etnicznego mogą do niej pretendować. Pytanie, co z ewangelikami, którzy nie mogą pochwalić się takim pochodzeniem lub czują się związani bardziej z wartościami Unii Europejskiej niż z narodowym partykularyzmem?

Wydaje się, że nieuchronnie zbliżamy się do sekularyzacji pojęć religijnych. Uprowadzeniu słów polegającym na utracie przez religię pojęć istotnych, a posiadających jeszcze moc pierwotną, wręcz prehistoryczną. Na czym ona polega? Tu trzeba dokonać zarysu rozumienia wspólnoty religijnej.

Wspólnota religijna i problem partykularyzmu

Dawniej to religia dawała poczucie bezpieczeństwa. Określone rytuały chroniły człowieka pierwotnego przed magią, niszczycielskimi siłami przyrody i demonami. Wspólna wiara i określone rytuały przejścia dawały ludziom bezpieczeństwo i pewność, że zadbali o swoje życie w sposób materialny i duchowy.

Komunia – jako sakrament – jest znakiem, że dany człowiek należy do wspólnoty chrześcijan. Luter, gdy został ekskomunikowany w 1520 roku, został wyłączony ze wspólnoty – w dużej mierze politycznej – Kościoła papieskiego (ex communio).

Dziś mało kto przejmuje się ekskomuniką. Ludzie sami odchodzą od Kościoła. Coraz więcej ludzi szuka wspólnoty – szuka „komunii” – właśnie we wspólnocie narodowej. Nie oceniam tego w kategoriach: dobrze, czy źle. Po prostu tak jest, ot tak, zjawisko socjologiczne, na które chciałbym zwrócić uwagę. Jak doszło do tego, że wspólnota narodowa jest współcześnie silniejsza od religijnej?

Wspólnota z definicji ma coś wspólnego, jej członkowie przeżywają razem zarówno chwile dobre, jak i złe. Czasy konfliktów, ale też chwile radości i świętowania. Dla uczniów Jezusa konstytutywne okazało się wydarzenie krzyża. Tragedia, która nimi wstrząsnęła, skonsolidowała ich i połączyła w traumie i żałobie. Zmartwychwstanie było momentem uwolnienia, a jego tajemnica została zakodowana i wiadoma tylko wtajemniczonym członkom wspólnoty.

Pozostały jednak pewne elementy jawne i skierowane do wszystkich. Czy to nie zmartwychwstały Jezus Chrystus w nakazie misyjnym w Ewangelii Mateusza powiedział do swoich uczniów „Idźcie i czyńcie uczniami wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego” (Mt 28,19)? Zatem nakaz misyjny Jezusa jest bardzo inkluzywny: przyjmujcie wszystkich bez względu na pochodzenie etniczne i przynależność religijną. Do bezwarunkowego przyjmowania każdego do wspólnoty z Bogiem dodano później warunek przyznania się do treści doktrynalnych, a następnie egzaminowano z ich znajomości tych, którzy chcieli do niej dołączyć.

Pierwotny inkluzywizm został pod wpływem instytucjonalizacji Kościoła zastąpiony ekskluzywizmem i prześladowaniami tych, którzy są poza wspólnotą kościelną. Obecnie odchodzi się w chrześcijaństwie od partykularyzmu na rzecz ekumenizmu i otwartości na nowe sposoby interpretacji Pisma. Politycy prawicowi w kontekście rozważań o niepodległości państwa polskiego uprowadzają gasnący ekskluzywizm religii chrześcijańskiej do swojej metodologii i tworzą quasi-chrześcijańską aparaturę pojęć, chcąc pokazać: my reprezentujemy tradycyjne i starodawne wartości chrześcijańskie.

Nie wolno dać się zwieść. Wspólnota kościelna przecież potencjalnie nie ma granic, wspólnota narodowa ma granice tam, gdzie zaczyna się inna wspólnota narodowa. Wspólnota kościelna jest potencjalnie otwarta na żydów, muzułmanów, ateistów, agnostyków, czarnych, białych, żółtych i czerwonych[5]. Tymczasem wspólnota narodowa często wyklucza: Żydów, muzułmanów, ateistów, czarnych, żółtych, czerwonych, a w niektórych krajach także białych – jak ma to miejsce w postkolonialnych krajach Afryki.

Oczywiście, również Kościoły brały udział w prześladowaniach, wykluczaniu, miały udział w tworzeniu sytemu kolonialnego i wspierały do pewnego stopnia niewolnictwo i apartheid. Jednak były to Kościoły lokalne, w średniowiecznej Europie istniał zamknięty lokalnie system Kościoła łacińskiego, odizolowany od świata muzułmańskiego i trwający z nim w konflikcie. Reformacja podzieliła chrześcijaństwo na szereg zamkniętych systemów kościelnych – Kościoły narodowe, które jako autonomiczne jednostki reprezentowały interesy władcy jako zwierzchnika i stróża prawa[6].

Dopiero perspektywa post-kolonialna i ekumeniczna otworzyła drogę do organizacji niezależnych od siebie bytów eklezjalnych w organizację międzynarodowe i interkontekstualne, jak np. Światowa Rada Kościołów czy Światowa Federacja Luterańska. Gremia te choć nie tak scentralizowane jak Kościół rzymsko-katolicki poprzez poszerzoną perspektywę mogły dokonać próby refleksji na temat popełnionych win. Ta perspektywa to wspólnotowe podejście do kontrowersyjnych kwestii wymienionych powyżej, proces pojednania między chrześcijanami[7], przeciwstawienie się apartheidowi[8] i odcięcie się od antyjudaizmu Luta[9].

Komunia i problem partykularyzmu

Znakiem wspólnoty w chrześcijaństwie wszystkich wieków było podchodzenie do Komunii, uczestniczenie w „Eucharystii”[10]. Wieczerza Pańska to widzialny rytuał wspólnoty Kościoła. To miejsce i czas, kiedy uświadamiamy sobie, że należymy do czegoś „nie-tymczasowego”. Bowiem wspólnota narodowa jest tymczasowa, trwa „kiedy my żyjemy” – jak głoszą słowa „Mazurka Dąbrowskiego”.

Wieczerza Pańska to wspólnota ludzi, którzy zostali włączeni do niej nie ze swojej woli – bo, jak chce tego Ewangelia: z woli Boga – poprzez chrzest, w myśl Ewangelii Jana: „Do swej własności przyszedł, ale swoi go nie przyjęli. Lecz wszystkim tym, którzy go przyjęli, dał moc, aby się stali synami Bożymi, to jest tym, którzy wierzą w jego imię; Którzy są narodzeni nie z krwi ani z woli ciała, ani z woli mężczyzny, ale z Boga” (J 1,11-13).

Natomiast wspólnota narodowa opiera się właśnie na ludzkiej krwi, na ludzkim ciele, na somie, która jest ograniczona. Wspólnota chrześcijańska należy do nieba, natomiast wspólnota narodowa to matka ziemia, z której pochodzimy. Nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał, co miał do powiedzenia na ten temat Dietrich Bonhoeffer. Przekornie napisał on: „Ziemia pozostaje naszą matką, tak jak Bóg naszym ojcem i tylko ten, kto pozostaje wierny matce, wpada ojcu wprost w ramiona”[11].

Zatem nie ten oderwany od rzeczywistości – obywatel nieba – pozna prawdę, lecz ten, kto żyje tu i teraz w łączności ze wspólnotą, którą niemiecki teolog nazywa „Communio Sanctorum”[12]. Problem pojawia się, gdy ludzie ograniczając się tylko do matki ziemi – do wspólnoty narodowej – chcą zrealizować nacjonalistyczną ideę państwa tylko dla siebie. Interpretując słowa Bonhoeffera, należy pamiętać, że dla tego teologa zaangażowanie polityczne wiązało się z zaangażowaniem religijnym. A sama „ziemia” i wpisany w nią uniwersalizm oznacza branie pod uwagę kontekstu globalnego, a nie partykularnego – jednego narodu.

Mimo że Bonhoeffer reprezentuje chrześcijaństwo globalne, ekumenicznie nastawione i gotowe do zaangażowania politycznego, to dawniej religia chrześcijańska przejawiała się raczej w ekskluzywizmie. W starożytności nie przyjmowano do społeczności Stołu Pańskiego osób nieochrzczonych. Należało przejść rytuał wtajemniczenia – Chrzest, katechumenat i egzorcyzmy, aby doświadczyć tajemniczego rytuału spożywania Krwi i Ciała Chrystusa. W wiekach średnich chroniono opłatki i wino przed sprofanowaniem i kradzieżą. Wierzono, że Eucharystia może leczyć rany i dawać siłę wojownikom w trakcie bitwy. Przykładem na to jest, że przed bitwą wojska uczestniczyły w mszy, a dowódcy przyjmowali Komunię. Eucharystia dawała moc, zapewniała miejsce wśród świętych – w „Communio Sanctorum”.

Już w czasach reformacji, a także później w okresie ortodoksji protestanckiej i pietyzmu egzaminowano z podstaw wiary tych, którzy pragnęli przystępować do sakramentu Wieczerzy Pańskiej. Trzeba było nie tylko wykazać się aktem Chrztu, ale też gorliwością i znajomością prawd wiary. Racjonalizm przejął ten schemat, zinterpretował go poznawczo i przez to do dziś w Kościele Ewangelicko-Augsburskim w Polsce problemem dla wielu jest dopuszczenie dziecka do ołtarza.

Argumenty „a bo ono nie rozumie”, „ono jest jeszcze za małe”, choć nie znajdują potwierdzenia w Piśmie Świętym, to są przejawem post-oświeceniowego partykularyzmu, polegającym na tym, że dopuszczamy do Wspólnoty tylko tych, którzy wierzą, wyznają i rozumieją jak my. Co z pierwotnym zaproszeniem Jezusa: „pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie”? W kontekście politycznym, podobnie jak w religijnym, należy wyzbyć się partykularyzmu na rzecz wspólnoty otwartej na każdego. W tym względzie nie wolno się cofać!

Partykularyzm przychodzący pod postacią narodowego zrywu był potrzebny w czasach odzyskiwania przez Polskę niepodległości. Jednak czy potrzebny jest obecnie, gdy nie zagraża nam żadne mocarstwo, mamy sieć sojuszy i stabilną sytuację ekonomiczną? Na to wszystko pracowało wiele pokoleń; pomimo skomplikowanej sytuacji społeczno-gospodarczej lat dziewięćdziesiątych XX w. udało się stworzyć państwo, które dziś należy do szerszej i niemniej ważnej wspólnoty Unii Europejskiej.

Prawa i przywileje, jakie posiadamy, mają swój rodowód w innych państwach europejskich i w ustroju demokratycznym, który państwo polskie przyjęło z radością i dziękczynieniem. Święto Niepodległości jest „pamiątką” wydarzeń z 1918 roku, kiedy udało się wywalczyć wolność, jednak w dużej mierze zawdzięczamy ją temu, że nasi sojusznicy wojnę wygrali, a zaborcy znaleźli się po stronie przegranych – dlatego warto brać pod uwagę kontekst globalny tamtych wydarzeń.

Abstrahując od rozważań natury historycznej, wróćmy do natury słowa. Pojęcia „wspólnota”, „święto”, „wolność”, „pamiątka” mają swoje zakorzenienie w tradycji biblijnej i religii chrześcijańskiej. „Modliłem się abyście byli jedno”, „poznacie Prawdę a ona was wyswobodzi”, „to czyńcie na moją pamiątkę” – słowa te rozbrzmiewają na kartach Ewangelii jako święte i dziwne zarazem. Wielka szkoda, że są uprowadzane przez polityków, którzy mówią o „prawie”, „sprawiedliwości”, „wolności”, „wspólnocie”. Brzmią jak żart w kraju podzielonym przez konflikty i wojnę słowną prowadzoną na ulicach i w Internecie.

Wydaje mi się, że brakuje w Polsce refleksji bardziej globalnej i zorientowanej na przemiany we współczesnym świecie, które miały i będą miały wpływ na Polskę. Niepodległość nie spadła z nieba, jest krucha, bo należy do „ziemi”, „tej ziemi” – jak mawiał klasyk[13]. Potrzeba nam wspólnoty narodowej, która jest wspólnotą nie tylko z nazwy. Potrzeba wspólnoty globalnej, mniej partykularnej, bardziej otwartej na sąsiednie narody i proces pojednania między nimi. W tym względzie polscy politycy powinni brać przykład z Kościołów chrześcijańskich, zamiast uprowadzać im pojęcia i przypisywać słowom religijnym znaczenie polityczne. 

Podsumowanie

Należy pozbyć się przeświadczenia, że religia nie ma już nic do powiedzenia we współczesnym świecie. Jej siła osłabła, Kościoły doświadczyły sekularyzacji, co spowodowało, że otworzyły się na dialog między sobą i stopniowo pozbywają się ekskluzywizmu i partykularyzmu.

W Polsce można zaobserwować używanie przez polityków słów i sloganów quasi-religijnych. Są to terminy funkcjonujące w chrześcijaństwie, jednak politycy celowo wyciągają je z ich macierzystego kontekstu religijnego i na nowo definiują. Skupiłem się na jednym z nich – „wspólnocie” – ale jest ich cała masa i ich liczba rośnie.

Religia chrześcijańska zmierzyła się z pojęciem „wspólnota”, odnosząc je do zbiorowości ludzi wierzących. Wszyscy ochrzczeni, niezależnie od rasy, narodowości i pochodzenia są zaproszeni do Wieczerzy Pańskiej. Co prawda Kościoły w przeszłości tkwiły w pozycji ekskluzywistycznej, polegającej na tym, że dopuszczano do tego sakramentu tylko niektórych, wtajemniczonych członków wspólnoty. Jednak było to wynikiem instytucjonalizacji i hierarchizacji Kościoła. Izolacja chrześcijaństwa od judaizmu i islamu, następnie podział na mikro-systemy Kościołów narodowych doprowadziły do dekonstrukcji chrześcijańskiej wspólnoty. Skutkowało to wojnami religijnymi i prześladowaniami na ogromną skalę.

Współcześnie Kościoły zmierzają do większej otwartości i wspólnotowości ze sobą, a nawet z innymi religiami. Wynika to z poszerzonej perspektywy wiary opartej na refleksji interkontekstualnej i globalnej. Tymczasem niektórzy działacze polityczni nie dbają o interesy ogólnoświatowe, wywyższając ponad wszystko interesy jednego narodu, nazywając się „wspólnotą narodową”. Jest to partykularyzm rodem z wojen religijnych i okresu prześladowań. Religia zostaje zastąpiona ideologią polityczną, komunia wierzących zostaje zastąpiona „wspólnotą narodową”, Natomiast funkcje i role duchownych przejmują urzędnicy spełniający wolę ustawodawcy. Czy tak się prezentuje przyszłość religii?


[1] Nie trzeba nawet dodawać, że od greckiego słowa hermeneuein bierze się imię tego bóstwa, a także słowo „hermeneutyka”.

[2] A. Duda, Wystąpienie prezydenta na sesji jubileuszowej Centralnych Obchodów 500-lecia Reformacji, http://www.prezydent.pl/aktualnosci/wypowiedzi-prezydenta-rp/wystapienia/art,305,wystapienie-prezydenta-na-sesji-jubileuszowej-centralnych-obchodow-500-lecia-reformacji.html (dostęp 4.10.2018).

[3] Co prawda Arystoteles (w Polityce 1252a,7) mówił o wspólnocie politycznej (κοινωνία ἡ πολιτική) to jednak u Pindara (Oda Pythia 1,97) i Platona (Gorgias 507e) słowo to pojawia się w kontekście etyczno-religijnym – jako wspólnota dwóch lub więcej osób oparta na przyjaźni, zaufaniu i miłości. Nic więc dziwnego, że Łukasz opisując zbór chrześcijański posługiwał się słowem κοινωνία (w Dz 2,42).

[4] Wypowiedź prezydenta Andrzeja Dudy z Leżajska: „Uczynimy wszystko, żeby państwo mieli to przekonanie, kiedy będą się kończyły nasze kadencje, że zrobiono dla państwa wiele rzeczy w tym czasie, że zrealizowano zobowiązania wyborcze i ktoś wreszcie myślał o obywatelach, a nie tylko o jakichś swoich sprawach i o jakiejś wyimaginowanej wspólnocie, z której dla nas niewiele wynika.”

[5] Kolory te odnoszą się do odcieni skóry ludzi zamieszkujących różne miejsca globu. Orędzie chrześcijańskie jest skierowane przecież uniwersalistycznie do wszystkich. Natomiast religia chrześcijańska z tymi, których „nie nawróci” prowadzi przynajmniej dialog w celu znalezienia wspólnych założeń i języka w celu porozumienia.

[6] Peter Berger pisał o religijnych mikro-kosmosach, które wzajemnie się wykluczały i zwalczały, por. P. Berger, Sacred canopy Elements of a Social Theory of Religion, Nowy Jork 1967, polskie wydanie: tłum. W. Kurdziel.

[7] Czego przykładem jest pojednanie między luteranami a menonitami w Stuttgarcie, w 2010 roku.

[8] Siódme zgromadzenie Światowej Federacji Luterańskiej w Budapeszcie, w 1984 rok.

[9] Mam tu na myśli szereg dokumentów Światowej Federacji Luterańskiej na temat Lutra i jego antyjudaizmu.

[10] Z języka greckiego: eucharistia – dziękczynienie.

[11] Sformułowanie to pochodzi z wykładu Bonhoeffera na temat etyki, który miał w Barcelonie podczas wikariatu i z kazania z 29 lipca 1928 roku.

[12] Bonhoeffer napisał pracę doktorską o jednym z artykułów Wyznania Wiary, brzmi on: „wierzę w świętych obcowanie”, „społeczność świętych” – łac. Communio Sanctorum.

[13] Polecam uwadze czytelników serię artykułów Zbigniewa Nosowskiego o teologii politycznej Jana Pawła II, opublikowanych na stronie „Więzi”: http://wiez.com.pl/2018/10/16/ojczyzna-poszerzona-polski-rachunek-sumienia-z-jana-pawla-ii-czesc-16/?fbclid=IwAR1-6teFlnHeXzCYbZfYbfY2uEHJr8BJeI4r5nOy1wIAZcCXseKx24lXXfI (dostęp 17.10.2018).