Naród w myśli Karla Bartha |Krzysztof Ptaszyński

Uchwalona w 1921 roku, w niecałe trzy lata od powstawania niepodległego państwa polskiego, konstytucja marcowa zaczyna się od słów „ My, Naród Polski, dziękując Opatrzności za wyzwolenie nas z półtorawiekowej niewoli…”. W zdaniu tym kryje się idea istnienia narodu polskiego jako trwającej przez pokolenia zbiorowości, która niegdyś posiadała niepodległe państwo, później je utraciła, a następnie odzyskała; zbiorowości mającej uzasadnione prawo do posiadania suwerennego państwa będącego reprezentantem i strażnikiem jej interesów. W istocie, powstanie niepodległej Polski było wynikiem dążeń do samostanowienia grupy ludzi identyfikujących siebie jako członków narodu polskiego, określonej zbiorowości zamieszkującej ziemie różnych państw lecz odwołującej się do wspólnej tożsamości opartej na języku, kulturze oraz historii (w tym szczególności dziedzictwie I Rzeczypospolitej i wcześniejszych form organizacji państwowej).

Znaczenie koncepcji narodu oraz państwa narodowego będącego reprezentantem jego interesów jest jednak zagadnieniem spornym. Czy w istocie w narodach należy widzieć naturalne wspólnoty złączone więzami wspólnej tożsamości opartej na historii, kulturze, języku itd.? Z perspektywy teologicznej: czy tak rozumiane narody są częścią Bożego porządku stworzenia? Czy w narodach należy widzieć naturalne środowisko życia człowieka, podobnie jak w rodzinie, i czy można z tego  wywodzić szczególny obowiązek solidarności i lojalności wobec narodu? Czy w związku z tym naród jest najwyższym dobrem w sferze polityki, jak widzi to ideologia nacjonalistyczna? W takim przypadku wartość istnienia suwerennego państwa, będącego reprezentantem narodu polskiego, byłaby zrozumiała sama przez się. Czy też może narody są sztucznym tworem ideologii nacjonalistycznej, jak uważają inni? Czy koncepcja narodu nie jest wyrazem grupowego egoizmu, stojącego na przeszkodzie prawdziwej jedności rodzaju ludzkiego? Czy państwa narodowe nie są w związku z tym przeżytkiem, albo wręcz zgoła błędnym rozwiązaniem, i nie powinny być zastąpione przez formy organizacji politycznej lepiej odpowiadające na globalne wyzwania w duchu ogólnoludzkiej solidarności? Sądzę, że setna rocznica odzyskania niepodległości jest dobrą okazją do refleksji, w tym także refleksji teologicznej, nad postawionymi zagadnieniami.

W swym artykule skupiam się na problematyce narodu w myśli szwajcarskiego teologa reformowanego Karla Bartha. Podstawą jest tu głównie tom III.4 jego „Dogmatyki kościelnej” [1] wydany w 1951 roku, niedługo po bolesnych doświadczeniach II wojny światowej. Rozważania Bartha mają w znacznej mierze charakter polemiki z teologicznym uprawomocnieniem nacjonalizmu dokonanym przez część teologów niemieckich okresu międzywojennego. Uważali oni, że narody, podobnie jak np. małżeństwo i rodzina, są Bożymi porządkami stworzenia (ordines, Ordnungen) i jako takie są najwyższą formą życia społecznego, nadrzędną wobec innych wspólnot; na człowieku natomiast spoczywa obowiązek lojalności wobec narodu którego, z woli Bożej, jest członkiem.

Barth nie znajduje podstaw dla takiego poglądu. Zauważa, że faktem danym jest istnienie wspólnot ludzkich złączonych szczególnym rodzajem zbiorowej tożsamości. Podstawą istnienia tych wspólnot nie są więzy krwi – w istocie, nigdzie nie znajdziemy „rasowo czystych” narodów, wszyscy są „mieszańcami”. W większym stopniu źródłem jedności jest wspólny język. Zapewnia on możliwość porozumienia z członkami swojego narodu, co pozwala wspólnie działać na jego rzecz.  Nie ogranicza to jednak działania człowieka do ram jego narodu, gdyż może się on nauczyć języków obcych. Co więcej, wspólnota językowa i wspólnota narodowa nie zawsze są ze sobą tożsame (sam Barth pochodzi z wielojęzycznej Szwajcarii; istnieją natomiast, chociażby, różne narody niemieckojęzyczne). Tożsamość narodowa powstaje raczej na gruncie splotu różnych czynników natury geograficznej, historycznej, kulturowej, religijnej itd.

Z teologicznego punktu widzenia powstania narodów nie można uznać za dzieło przypadku  – dokonało się ono nie bez udziału Bożej opatrzności. Naród nie stanowi jednak jedynej wspólnoty, do której należy człowiek – jest on członkiem wspólnoty mieszkańców danej miejscowości, regionu itd., a z drugiej strony – członkiem ludzkości. Nie da się w żaden sposób udowodnić nadrzędności narodu wobec innego rodzaju wspólnot. Co więcej, narody mają charakter historycznie zmienny, i przez to relatywny. Narody znane z kart Biblii w większości już nie istnieją, ich miejsce zajęły nowe, w tym bardzo świeże twory, jak naród amerykański. Samo pojęcie narodu zresztą również ewoluowało. Nie ma też przesłanek by sądzić, że obecnie istniejące narody nie przeminą.

Narody, w odróżnieniu od małżeństwa i rodziny, nie stanowią więc zdaniem Bartha porządków (ordines) stworzenia lecz co najwyżej ustanowienia (ordinationes) Bożej opatrzności. Biblijną podstawę takiego stwierdzenia Barth znajduje w fakcie, że w pierwszych 9 rozdziałach Biblii nie znajdujemy żadnej wzmianki o narodach. Ludzkość widziana jest w nich jako całość, która wspólnie ponosi karę za swe występki w postaci potopu. Powstanie narodów ukazane jest jako wydarzenie następujące po potopie, co przedstawione jest w 10 i 11 rozdziale 1 Księgi Mojżeszowej, a więc tzw. tablicy narodów oraz opowieści o wieży Babel. Zdaniem Bartha w fragmentach tych nie należy widzieć opisów dwóch następujących po sobie zdarzeń; w rozdziale 11 ludzkość przybywa bowiem do kraju Synear jako niepodzielona całość (1 Mż 11,1-2). Szwajcarski teolog przeciwstawia się w ten sposób interpretacji, jakoby sensem opowieści o wieży Babel był Boży sprzeciw wobec sztucznych prób odwrócenia ustanowionego przez Boga podziału na narody, o którym mowa w rozdziale 10 (zwolennicy takiej interpretacji krytykowali np. działalność Ligi Narodów jako taką sztuczną próbę). Oba fragmenty stanowią raczej dwa równoległe, uzupełniające się teologiczne punkty widzenia na ten sam proces powstania narodów.

W tablicy narodów powstanie wspólnot narodowych ukazane jest jako pewien naturalny, etycznie neutralny proces. Powstrzymuje to przed czysto negatywnym wartościowaniem podziału ludzkości na narody, do czego mogłoby skłaniać skupienie się wyłącznie na rozdziale 11. Równocześnie mowa jest o wspólnym pochodzeniu narodów, co daje świadectwo zasadniczej jedności rodzaju ludzkiego. Opowieść o wieży Babel ukazuje natomiast podział ludzkości, a zwłaszcza będące jej owocem niezrozumienie i konflikty, jako wyraz Bożego sądu wobec niej. Czego ten sąd jednak dotyczy? Zdaniem Bartha, grzechem budowniczych wieży była próba zbudowania i utrzymania jedności rodzaju ludzkiego na czysto ludzkich podstawach, w oderwaniu od Boga i Jego łaski. Ludzkość może bowiem stanowić prawdziwą jedność jedynie w Chrystusie, jako jedna owczarnia pod jednym pasterzem. Jedność nie może być osiągnięta dzięki jakiejkolwiek ludzkiej potędze ani na gruncie jakiejkolwiek ludzkiej ideologii.

Jednak również w sądzie Bożym zawiera się element łaski; podział ludzkości jest środkiem zabezpieczenia jej przed niebezpieczeństwem. W myśli autorów starotestamentowych, granice między narodami stanowią poniekąd bariery dla rozprzestrzeniania się szczególnie rażących form ludzkiego zła. Dlatego odtąd kary Boże nie dotykają całej ludzkości, jak w przypadku potopu, lecz poszczególne narody. W interpretacji Bartha, arogancka potęga zjednoczonej w nieposłuszeństwie wobec Boga ludzkości miałaby dla niej samej destruktywne konsekwencje, przed którymi w pewnym stopniu zabezpiecza podział na narody. Moja refleksja: istotnie, trudno zakładać by niepodzielona na państwa i narody ludzkość miała być koniecznie pokojową utopią rodem z „Imagine”, a nie raczej totalitarnym reżimem, z którego nie byłoby ucieczki, dla którego nie było by alternatywy w postaci innych państw i bytów politycznych (czego obrazu dostarczają różne dystopie). Z drugiej strony, czy konsekwencje ludzkich czynów takie jak zmiany klimatu czy degradacja środowiska, pomimo trwającego podziału na państwa i narody, nie dotykają już dziś ludzkości w skali globalnej? Na ile te problemy są pokłosiem procesu globalizacji, a na ile są od niego niezależne? Czy w obliczu tych wyzwań brak jedności i solidarności nie staje się szczególnie palącym problemem?

Zdaniem Bartha, dając świadectwo pierwotnej jedności ludzkości, Biblia wzbudza zarazem tęsknotę za jej przywróceniem – nie na gruncie samowolnych ludzkich działań, lecz dzięki łasce Bożej. Pierwszym krokiem ku temu jest powołanie Izraela jako zaczątku Bożych łaskawych działań i ich świadka wobec ludzkości. Widzialnym znakiem procesu odbudowywania jedności jest wydarzenie Pięćdziesiątnicy, w którym przełamana zostaje bariera niezrozumienia, najpierw pomiędzy przedstawicielami żydowskiej diaspory. W tym wydarzeniu uwidacznia się cel działań Ducha Świętego, zbudowanie pokoju przez zburzenie muru wrogości między narodami (Ef 2,13).

Jak jednak realizuje się ta jedność? W sferze doczesnej zasadniczym miejscem jej urzeczywistnienia jest Kościół, „zgromadzenie braci, w którym Jezus Chrystus jako Pan działa teraz przez Ducha Świętego” (Deklaracja z Barmen) [2]. Kościół nie jest jednak królestwem Bożym, pełnym urzeczywistnieniem jedności, a jedynie jego ziemskim obrazem. W teologii Bartha panowanie Chrystusa nie dotyczy przy tym jedynie Kościoła, ale i wspólnoty obywatelskiej. Chrześcijanin wezwany jest do odpowiedzialnego i posłusznego Chrystusowi zaangażowania w sferze społecznej i politycznej, zadaniem Kościoła jest natomiast przypominanie państwu i innym formom organizacji politycznej o ich naturze i celach. Barth pozytywnie odnosił się również do działania organizacji międzynarodowych, takich jak ONZ, widząc w nich „świeckie podobieństwa” królestwa Bożego [3]. Również jednak i sferze politycznej nie można osiągnąć pełnej jedności rodzaju ludzkiego; może ją urzeczywistnić jedynie Bóg na końcu czasów.

Jakie płyną z tego konsekwencje w kontekście rocznicy odzyskania niepodległości? Jaki jest sens istnienia niepodległego państwa polskiego i patriotycznego zaangażowania na jego rzecz? Odpowiedzi na to pytanie nie znajdziemy bezpośrednio w teologii Bartha (która miała raczej charakter polemiczny wobec teologicznego uprawomocnienia nacjonalizmu niż konstruktywny). Można jednak poszukiwać rozwiązania zgodnego z jej duchem, czemu poświęcone są ostatnie akapity mojego tekstu (będące nie streszczeniem poglądów Bartha, a własną refleksją na ich podstawie).

Z jednej strony, powstanie narodów jest zrządzonym przez Boga wydarzeniem, którego – choć zawiera element Bożego sądu – nie można wartościować czysto negatywnie. Z tego punktu widzenia również istnienie narodu polskiego, tzn. wspólnoty identyfikującej się jako Polacy, złączonej więzami języka, kultury i historycznie ukształtowanej tożsamości, można uznać za fakt zrządzony przez Bożą opatrzność. Wspólnota ta – podobnie jak inne narody – posiada swe uzasadnione prawa i interesy, np. prawo do poszanowania jej kultury czy ochrony przed ekonomicznym wyzyskiem ze strony innych narodów i bytów politycznych. Z tego punktu widzenia, niepodległe państwo polskie można uznać za cenne dobro, które zapewniło Polakom ochronę przez opresją, jakiej doświadczyli oni w okresie rozbiorów, i zapewniło im możliwość kultywowania swego historyczno-kulturowego dziedzictwa; za reprezentanta słusznych praw i interesów narodu. Niepodległa Polska stanowi dla Polaków szczególnie dogodne pole działania na rzecz dobra wspólnego ze względu na znajomość języka oraz lokalnych uwarunkowań. Bycie członkami danej wspólnoty uprawnia też, czy wręcz zobowiązuje, do troski o jej uzasadnione prawa, zwłaszcza wówczas, gdy są one zagrożone przez działania innych bytów politycznych.

Z drugiej jednak strony nie ma teologicznych podstaw do przyznawania interesom wspólnoty narodowej pozycji nadrzędnej w porównaniu do praw jednostek czy innych wspólnot, w tym wspólnoty ogólnoludzkiej. Jeśli nawet bycie Polakami uzdalnia nas i uprawnia do szczególnej troski o dobro naszego państwa i narodu, to jednak musi dokonywać się to w zgodzie z ogólnym porządkiem sprawiedliwości, z poszanowaniem praw innych narodów (w tym mniejszości narodowych zamieszkujących Polskę) oraz w duchu solidarności względem nich; patriotyzm nie może przeistaczać się w narodowy egoizm. Suwerenność narodu posiada natomiast co najwyżej funkcję instrumentalną, a nie absolutną. Nie może ona stać na przeszkodzie uczestnictwa w formach współpracy międzynarodowej i ponadnarodowej niezbędnych w celu sprostania globalnym wyzwaniom (takim  jak np. zmiany klimatu) ani wyrzeczenia się solidarności z innymi narodami (np. w kontekście kryzysu migracyjnego). Podobnie, wątpliwe jest odwoływanie się do narodowej suwerenności w celu uzasadnienia sprzeciwu wobec zaangażowania organizacji międzynarodowych i ponadnarodowych w ochronę praw i wolności jednostki (takich jak prawo do niezawisłego sądu).

W sposób szczególny teologia Bartha dotyczy działań Kościołów, w tym Kościołów w Polsce. Jakkolwiek mogą one zachęcać do działania na rzecz dobra wspólnego w ramach państwa i wspólnoty narodowej, jak i pielęgnować pamięć o zasłużonych dla dobra wspólnoty współwyznawcach, to jednak nie mogą one zamieniać się w miejsca kultu narodu i narodowych wartości; muszą one natomiast pamiętać o swoim posłaniu do wszystkich ludów. Zasadniczą misją Kościoła jest głoszenie Ewangelii, mocą której budowana jest społeczność braci i sióstr w Chrystusie. Jednocześnie jednak, zadaniem Kościołów jest bycie świadkami pokoju jako Bożego zamiaru wobec wszystkich ludzi. Szczególną odpowiedzialnością Kościołów w tym zakresie jest dążenie do pojednania między narodami poprzez burzenie murów wrogości między nimi. Pozytywnym tego  przykładem jest zaangażowanie Kościołów w pojednanie polsko-niemieckie (zapoczątkowanym Memorandum Wschodnim Kościoła Ewangelickiego w Niemczech z 1965 roku [4], oraz powstałym wkrótce później listem polskich biskupów katolickich do niemieckich). W obecnej natomiast sytuacji ich zadaniem jest przeciwstawianie się postawom wrogości wobec przedstawicieli innych grup etnicznych i religijnych. W tych wszystkich działaniach Kościół nie może jednak wyrzec się zasadniczego przesłania, że prawdziwego zjednoczenia ludzkości nie mogą przynieść nawet najszlachetniejsze ludzkie działania; sceptycznie musi oceniać wszelkie utopijne próby budowy jedności ludzkości na czysto ludzkich podstawach. Jest natomiast powołany by być świadkiem prawdziwej jedności, jaką może ustanowić jedynie Bóg gromadząc wszystkie narody jako jedną owczarnię pod jednym pasterzem.

Przypisy

[1] Karl Barth, Church Dogmatics, tom III.4, London/New York: T&T Clark 1961, s. 285-323.

[2] Polskie tłumaczenie deklaracji: http://www.ekumenizm.pl/religia/inne/deklaracja-z-barmen/

[3] Interview in der UNO. W: Karl Barth Gesamtausgabe: Gespräche 1959–1962, Eberhard Busch (red.),Zürich: Theologischer Verlag, 1995, s. 528.

[4] Wydanie dwujęzyczne memorandum: Die Lage der Vertriebenen und das Verhältnis des deutschen Volkes zu seinen östlichen Nachbarn. Eine evangelische Denkschrift. Położenie wypędzonych i stosunek narodu niemieckiego do wschodnich sąsiadów. Ewangelickie memorandum, Bielsko-Biała: Wydawnictwo Augustana, 2015.


przez

Tagi: