Plebiscyt się nie skończył? | Łukasz Aścik

11 lipca 1920 roku to data ważna dla ówczesnych Prus Wschodnich, ponieważ jest to czas  przeprowadzenia plebiscytu w Prusach Wschodnich. W tym artykule chciałbym jednak skupić się na wyodrębnionym regionie Prus, czyli Mazurach.

Plebiscyt przeprowadzono, aby mieszkańcy tych ziem mogli zdecydować się, jakiego państwa będą obywatelami. Karta do głosowania miała dwie opcje, a mianowicie głos za Polską lub za Niemcami z dopiskiem w nawiasie: Prusy. Karta składającą się z dwóch pól i w zasadzie trzech wyrazów, w której dopisek „Prusy” miał jednak ogromne znaczenie.

Należy zacząć od tego, że samo głosowanie swój wymiar polityczny miało w jakimś stopniu dla wyższych szczebli władzy, która z ciekawością oczekiwała wyników. Jednak większość głosujących nie rozpatrywała „podsuniętego” im formularza jako narzędzia politycznego czy powodu do budowania świadomości i idei narodu, gdyż było to im obce…

Większość osób nie zastanawiała się zbyt długo i zaznaczała opcję niemiecką, argumentując to tym, że „Ja jestem tutejszy, ja Prusak”, całkowicie dystansując się od jakichkolwiek filozofii i idei, a dbając o to, aby ich życie nie zmieniło się zbyt radykalnie i żeby było tak jak dawniej.

Plebiscyt wydawał się sprawiedliwym narzędziem rozstrzygania sporów. Miał być ostatecznym rozwiązaniem kwestii przynależności, sprawiedliwym przydziałem podsumowującym działania pierwszej wojny światowej. Toczyła się dalsza wojna idei, wojna przynależności, którą w zasadzie rozumieli tylko państwowi włodarze. Zwykli ludzie powinni w tym czasie momentalnie zrozumieć ideę państwowości, narodu, którą nigdy wcześniej się nie interesowali, ba, nie mieli nawet o tym często żadnego pojęcia, ponieważ nie wpływało to znacząco na prestiż i przebieg życia.

Wyniki plebiscytu wskazywały na to, że jedynie dwie miejscowości w powiecie ostródzkim oraz jedna w powiecie nidzickim stawały za opcją polską. Natomiast większość była za opcją niemiecką (jak na przykład Olecko, gdzie z około 30 tysięcy mieszkańców oddano tylko 3 głosy za Polską), ciesząc się z życia pełnego problemów, ale znanych, a nie obcych. Jedni ludzi straszyli, że jak przyjdzie Polska, to wygonią wszystkich gospodarzy, drudzy zaś mówili, że Polska przyjdzie i wybawi wszystkich. Jak wiadomo, były prowadzone przeróżne akcje „zachęcające” do głosowania na którąś z opcji. Działało polskie podziemie, które Mazurom mówiło, iż są oni Polakami, którzy byli długo tego nieświadomi. Natomiast ze strony niemieckiej słyszeć mogli, że są Prusakami z krwi i kości, tyle czasu zamieszkują te ziemię, a ich przodkami są sami Prusowie.

Miała miejsce walka między wolnością a wolnością, w oczach rządu polskiego i niemieckiego oczywiście. Mazurzy w większości o walkę nie prosili, nie prosili o samo wywoływanie ich do wyboru. Jednak sytuacja zmuszała prędzej czy później do przemyśleń i można powiedzieć, że dzieckiem idei odrębności narodowościowej wśród Mazurów było powstanie Masurenbund – organizacji założonej przez Gustawa Sawitzkiego w Ełku w 1923 roku. Jednak czołową postacią mazurskiej odrębności narodowej był Kurt Obitz – lekarz weterynarii, który dokładał wielu starań w sprawie porozumienia się z Mazurami już podczas swoich studiów w Berlinie, kontaktując się z braćmi Sawitzkimi. Dzięki jego staraniom w 1929 roku wydano pierwszy numer „Cechu” – czasopisma dla Mazurów.

Swoje kluczowe zadanie i przekaz „Cech” definiował następująco: „to znaczy, że jesteśmy pośród niemieckiej narodowości państwowej odrębnym narodem z odrębnymi cechami, odziedziczonymi po odwiecznych polskich przodkach. Wyrośliśmy w odrębnym otoczeniu. Oblicze wschodniej ziemi odcisnęło się na naszym dzieciństwie. W godzinach najgłębszego cierpienia powoduje to, że nasz głęboki wzrok patrzy na to oblicze swoimi oczyma pełnymi wdzięczności. To jest nasz prawdziwy wzrok, to jest nasz los, i on jest mazurski i nie niemiecki… Choć żyjemy z Niemcami w pokoju i sprawiedliwości w jednym państwie, uczestnicząc we wspólnej produkcji i konsumpcji… Ale jesteśmy odrębnym narodem, jesteśmy Mazurami (…) Tego głodu bycia sobą nie można uciszyć i wewnętrzny głos woła do nas i woła bezustannie, niby głos żywcem pogrzebanego”.

Z walki plebiscytowej w Mazurach, choć w niewielu, wykształciła się refleksja nad poczuciem narodowości. Stworzona więc została narodowość, która nie wpisywała się w plany strony niemieckiej, która Mazurów delikatnie pacyfikowała i odsuwała od granicy siania propagandy w rozumieniu państwa niemieckiego. Jak pokaże przyszłość, jakkolwiek na pierwszy rzut oka sympatyzującą z tym pomysłem strona Polska odwróci się od nich, widząc, że nie chcą nazywać siebie „czystymi Polakami” i są „bardziej niemieccy” niż im się wydawało.

Zostaje więc ludność, której obecność nikomu nie pasuje, a wręcz przeszkadza, jako przykład rzekomej niewierności ojczyźnie, w czasach, w których w zasadzie możliwe są tylko  dwie opcje: Jesteś Niemcem albo jesteś Polakiem, kiedy to wcześniej nikomu nie przeszkadzało być sobą. Historia pokazała, że niewielu chciało o tym myśleć, wolało „pójść na skróty” i uznać, jak im się wydawało lepiej, za Niemca albo Polaka. Dramatem było to, że w ten sposób i jedna, i druga narodowość uznała ich za wroga, powodując, że byli oni niechciani niezależnie pod jakimi rządami by się znaleźli. A z czasem zostali zapomniani i wręcz wyparci przez historię.

Patrząc na to dzisiaj, wydaje się, że zmieniło się przecież tak wiele. Dzisiaj podejmowane są pewne działania reaktywujące poczucie mazurskiej przynależności. W czasach pokoju i jak się może wydawać większego zrozumienia, większej otwartości nadal ma ona wielu wrogów. Wiele osób potrafi jeszcze dzisiaj nazwać Mazura „szwabem”, zdrajcą ojczyzny. Czy to naprawdę takie niebezpieczne mieć swoje zaplecze tożsamościowe, swój kawałek kultury czy religijności? Decyzja sprzed około roku o zaprzestaniu finansowania przez Ministerstwo wydziału etnofilologii kaszubskiej była przyczynkiem do protestowania niektórych przed budynkiem uczelni, ale dla innych był powodem, żeby powiedzieć o zdrajcach narodu.

Moim zdaniem to wielkie bogactwo różnorodności, które objawia się w różnych religiach, wyznaniach, narodach i grupach etnicznych. Wszyscy możemy się od siebie czegoś nowego uczyć.  W „Kalendarzu dla Mazurów” z 1927 r. widnieje zdanie, które wskazuje postawę godną naśladowania, a mianowicie: „Obowiązkiem każdego człowieka jest interesowanie się przeszłością swej ziemi rodzinnej. Należy znać jej przeszłość, wiedzieć, jak żyli przodkowie, ażeby móc naśladować ich we wszystkiem, co czynili dobrego, a wystrzegać się ich błędów i fałszywych kroków”. Zamiast obawiać się siebie nawzajem, warto korzystać z różnicy zdań.

Żeby słowa z Listu do Galacjan – „Nie masz Żyda, ani Greka…”, nie musiały brzmieć jako : „Nie ma już Żyda, nie ma już Greka, Nie ma Mazura, Nie ma Warmiaka, Nie ma Polaka”

Bibliografia

Kalendarz dla Mazurów – 1927

Mierzwa W., Zrozumieć Mazury- rzecz w 50 odsłonach, Dąbrówno, 2019.

Obitz K., Dzieje ludu Mazurskiego, Dąbrówno, 2019.

red. Szatkowski P., Céch – Mazurski Cejtunek nr 2, 2019

http://encyklopedia.warmia.mazury.pl/index.php/Plebiscyt_na_Warmii_i_Mazurach dostęp: 28.03.2020

Łukasz Aścik – urodzony w Mikołajkach, student trzeciego roku teologii ewangelickiej na Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej. Interesuje się historią Mazur, historią Kościoła i liturgiką.