Kazanie na rozpoczęcie roku akademickiego | Zbigniew Obracaj

„Błogosławieni ci, którzy żyją nienagannie, Którzy postępują według zakonu Pana! Błogosławieni ci, którzy stosują się do napomnień jego, Szukają go z całego serca, Którzy nie czynią krzy­wdy, Ale chodzą drogami jego. Tyś wydał rozkazy swoje, Aby ich pilnie strzeżono: Oby drogi moje były nakierowane Na przestrzeganie ustaw twoich! Wtedy nie doznam wstydu, Gdy będę zważał na wszystkie przykazania twoje. Dziękować ci będę szczerym sercem, Gdy się nauczę sprawiedliwych praw twoich. Będę przestrzegał ustaw twoich, Nie opuszczaj mnie nigdy.”
Ps 119,1-8

Postawa godna ucznia Chrystusowego
I.

Spotykamy się po raz pierwszy na nabożeństwie w nowym roku akademickim. Trzy miesiące wakacji zleciały nam myślę szybko, mnie przynajmniej na pewno. W naszym przypadku wakacje mają to do siebie, że nie są tylko czasem mniejszego bądź większego odpoczynku od nauki, ale stanowią również okazję do zanurzenia się w praktyczny wymiar tego, co chcemy po studiach robić. Ten czas też nas uczy, kształtuje, pokazuje cienie i blaski, zmusza do konfrontowania się z różnymi ludzkimi postawami i z różnymi wyzwaniami. Dobiegł on jednak końca. Ktoś powie „na szczęście”, ktoś inny może z żalem i nostalgią będzie chciał żeby potrwał nieco dłużej. Przed nami kolejny rok. Dla niektórych, w tym dla mnie, ostatni rok, co napawa pewną dozą niepokoju. Dla innych to kolejny rok nowych wyzwań, nowych przedmiotów, pierwszy rok samodzielnych nabożeństw w Sali Synodalnej. I wreszcie last but not least dla naszych kolegów z pierwszego roku to zupełne wpadnięcie w nowość, którą mam nadzieję już powoli okiełznują, choć to oczywiście wymaga czasu.

Zatem towarzyszy nam mnóstwo wspomnień, być może impulsów z wakacji, pomysłów, myśli, ale także obaw, niepewności i nadziei. Jednak kazanie, nawet takie, które otwiera rok akademicki, nie jest miejscem na rozczulanie się nad przeszłością, tęsknotę, czy nostalgię, ani na uprawianie gdybologii dotyczącej naszej przyszłości w tym roku akademickim. Podczas naszych wieczornych nabożeństw chcemy się karmić Bożym Słowem, ładować akumulatory by potem móc przekazywać „energię” dalej: na nabożeństwach, które sami prowadzimy, czy na różnych innych spotkaniach. Nie wiem jak wy, ale ja nauczyłem się doceniać niedziele, w które mogę sobie po prostu usiąść w ławce i posłuchać kazania. W te wakacje pierwszą taką okazję miałem we wrześniu w Karpaczu i musze powiedzieć, że po dwóch miesiącach stania na różnych ambonach przydała mi się taki czas przyjmowania a nie oddawania.
Budujemy więc siebie, pozwalamy Chrystusowi by nas kształtował, kierował i urabiał według swojej woli. On nas ładuje energią i zapałem tak potrzebnymi w ogóle do życia. On też poprzez Ducha Świętego dodaje nam mądrości, nie tylko książkowej, ale poprzez różne doświadczenia także życiowej. W haśle dnia słyszeliśmy: „Błogosławiony człowiek, który znalazł mądrość.” A zatem możemy powiedzieć, że błogosławiony człowiek, który znalazł Chrystusa, i który daje się Chrystusowi odnajdywać i prowadzić. Szczęśliwy jest człowiek, który szuka mądrości w Bożym Słowie, który się nim karmi i stosuje je w swoim życiu kierowany miłością do Boga i ludzi.

II.
Spójrzmy jednak na nasz tekst kazalny. Część z was być może zdziwiło, że zacząłem czytać psalm dnia. Stwierdziłem, że znajduje się w nim tyle myśli i impulsów, a jest praktycznie niestosowany, więc czemu nie. I jakkolwiek by to dziwnie brzmiało w moich ustach, nie możemy zawsze ślepo trzymać się utartych schematów myślenia, czy działania bo czasem może to nie zafunkcjonować, albo po prostu stanie się nudne.
Nasz dzisiejszy teks można podzielić właściwie na dwie grupy myśli. Jedne to napomnienia, drugie to modlitwa. Chciałbym by te myśli stanowiły dla nas impulsy w naszej służbie, ale także w naszym życiu, czy to w przestrzeni akademikowej, czy wszędzie tam gdzie Bóg nas postawi.
Błogosławieni ci, którzy żyją nienagannie, Którzy postępują według zakonu Pana! Błogosławieni ci, którzy stosują się do napomnień jego, Szukają go z całego serca, Którzy nie czynią krzywdy, Ale chodzą drogami jego.
Zostając na etapie tylko pierwszego zdania tego fragmentu moglibyśmy właściwie skończyć to kazanie. Ktoś z nas żyje nienagannie? No nie ma takiego człowieka więc w sumie można by wstać, wyjść i się załamać. Siąść gdzieś i zacząć płakać, albo wręcz przeciwnie: „skoro i tak nie jestem w stanie żyć nienagannie to może trzeba zacząć żyć nagannie.” Albo jeszcze inaczej: wielu ludzi stara się jak najlepiej wypaść przed Bogiem, zasłużyć się, wykazać, kupić sobie zbawienie, choć oczywiście w sposób bardziej wysublimowany niż za pieniądze. A zadaniem każdego ucznia Chrystusa jest w takich sytuacjach wskazywanie na krzyż Golgoty. Bo co my sami możemy zrobić własnymi siłami?
To jest jednak nasza rola w stosunku do innych, a co dla nas wynika z tego tekstu? Przecież nie możemy poprzestać na oczekiwaniu własnej sprawiedliwości bo takiej nie mamy. Na szczęście na tym się tekst nie kończy. „Błogosławieni ci, którzy szukają go z całego serca.” Często słyszy się, że „człowiek znalazł Boga.” Zastanawiam się na ile odpowiedzialne jest powielanie tego skrótu myślowego. Bo czy sam człowiek może znaleźć Boga? Czy może Go w pełni poznać? Czy może z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że zupełnie Boga zna? To Bóg sam daje nam się odnaleźć, właściwie nawet sam nas odnajduje. Sam w swoim Synu zbliżył się do nas i wszedł z nami w relację. Radością z tej relacji mamy zarażać innych, ale czy to znaczy, że w tej relacji doszliśmy do dojrzałości i znalezienia w pełni Boga? Bardzo spodobały mi się słowa prawosławnego abpa Jeremiasza, który powiedział, że on, jako już przecież niemłody człowiek, nie czuje się wcale duchowo dojrzały. Myślę, że przekonanie o duchowej dojrzałości może być raczej objawem naszej pychy. Pychą zaś na pewno jest traktowanie w tym kontekście innych z góry i uważanie się za lepiej wierzącego.

Kiedyś na kazaniu ślubnym usłyszałem porównanie myśli i życzeń kaznodziei dla młodej pary do ozdobnych kamieni na skalniak w ogródku. Nie czuję się wcale na pozycji do pouczania, czy dawania dobrych rad. Bardziej jest to pewna moja autorefleksja i myśli skierowane w pierwszym rzędzie dla siebie. A więc pierwszy z „kamyków” jakie Bóg mnie i nam wszystkim daje w dzisiejszym tekście: nie myśl, że znalazłeś i w pełni poznałeś Boga. Bóg cię znalazł, On zna cię najlepiej. Ty ciągle Go poznajesz i tym poznawaniem masz się dzielić z innymi, nie jako ktoś lepszy, ale jako taki sam usprawiedliwiony grzesznik.

„Błogosławieni ci, którzy nie czynią krzywdy, ale chodzą drogami jego.” Jesteśmy konfrontowani z innymi ludźmi, mogą się zdarzyć sytuację, że to od nas zależy lub będzie zależał ich los. Spotykamy także na swojej drodze tych, od których zależy nasz los. Każdy z nas wyrabia sobie zdanie o takich ludziach. Dla każdego z nas stanowią albo przykład albo antyprzykład tego jak powinno się postępować z bliźnimi. Psalmista powiada, że błogosławionymi, a zatem szczęśliwymi, są ci, którzy nie krzywdzą innych i chodzą drogami Pana. Wydawać by się mogło, że przecież jeśli się kroczy Bożymi drogami to jak można krzywdzić innych? No cóż, niektórym zdaje się tylko, że chodzą za Jezusem. Zbawiciel miał wiele okazji do tego żeby postąpić z człowiekiem w majestacie Tory… i skrzywdzić go, złamać, przygnieść do ziemi. Nie robił tego. Więcej, mimo że według faryzeuszy łamał Zakon to jednak właśnie do człowieka zagubionego, poturbowanego i leżącego na ziemi wyciągał swoją dłoń, podnosił z kolan, zwracał ludzką godność. Nie krzywdził w imię religii, ale ratował i wskazywał na Boga pełnego miłości. Widzimy więc drugi kamyk w naszym ogrodzie życia, w ogrodzie nowego roku akademickiego. Nie bierzmy przykładu z ludzkich antyprzykładów naśladowcy Nauczyciela z Nazaretu. Czerpmy ze źródła, okazujmy innym miłość, serce, serdeczność i ludzki uśmiech. Nie rzucajmy innych, ale i siebie na kolana w przygnieceniu grzechem, ale wskazujmy na Tego, który ma moc z tych kolan podnieść. Nie chowajmy urazy i chęci odwdzięczenia się – czyli bądźmy szczerzy – chęci zemsty, choć to niełatwe, ale z Bożą pomocą nie powielajmy złych wzorców w naszym życiu. Wybaczajmy, jak i nam Chrystus wybaczył.

III.
Tyś wydał rozkazy swoje, Aby ich pilnie strzeżono: Oby drogi moje były nakierowane na przestrzeganie ustaw twoich! Wtedy nie doznam wstydu, Gdy będę zważał na wszystkie przykazania twoje.
Chciałbym, żeby ta modlitwa zawsze towarzyszyła w moim życiu. I nie chodzi tu o ścisłe wypełnianie Zakonu jak można by rozumieć te słowa, ale o przestrzeganie Jezusowego przykazania miłości. Tyś wydał rozkazy swoje, czyli Ty nakazałeś mi miłować bliźniego jak siebie samego, Ty nakazałeś opowiadać bliźnim o ratunku w krzyżu Chrystusa, Ty nakazałeś dbać o innych, a nie traktować ich z góry, jak tych gorszych. Oby drogi moje były nakierowane właśnie na przestrzeganie tej miłości. Mam nadzieję, że nie tylko ja chciałbym się podpisać pod tymi słowami, które kierują nasz wzrok na Jezusa. Spoglądając na te kamyki w naszym ogródku wyznawajmy z radością za psalmistą: „Będę przestrzegał ustaw twoich.” A te ustawy wszystkie mieszczą się w przykazaniu miłości do Boga i bliźniego.
Oczywiście nie wszystko będzie nam się układało jak po maśle. Przyjdą chwile wątpliwości, potknięć, zastanawiania się nad sensem tego wszystkiego, chęci rzucenia tymi, wydawać by się mogło frazesami o miłości, w kąt i odpłacenia tą samą monetą, którą dostaliśmy. Przyjdą chwile, w których wydawać się może, że Boga nie ma przy nas. Psalmista też zawołał: „Nie opuszczaj mnie nigdy.” Mamy Boże zapewnienie, że nas nie opuści, że będzie z nami, i że będzie wlewał w nasze serca wiarę, miłość i nadzieję. Obyśmy niosąc Bożą miłość innym samymi byli w niej zanurzeni, obyśmy niosąc nadzieję innym sami ją mieli, obyśmy rozbudzając wiarę innych swoją wzmacniali i opierali na Chrystusie. Życzę nam wszystkim byśmy dostrzegając przejawy Bożej opieki mogli powiedzieć: „Dziękować ci będę szczerym sercem.” Dziękuję Ci, Boże szczerym sercem, że jesteś. Amen.